Jezus

W mocy Imienia. XXVI Niedziela Zwykła

XXVI Niedziela Zwykła – B
Mk 9, 38-43. 45. 47-48

Wiara w to, co mówi nasz Pan, Jezus Chrystus jest fundamentem życia. Tak! Żyje naprawdę ten, kto zna Imię Żyjącego – Chrystusa.

Dzisiejszy fragment z Ewangelii św. Marka, ukazuje między innymi moc IMIENIA Jezusa, który gromadzi uczniów, formuje ich nieustannie do wiary i przestrzega, że wśród Jego uczniów nie może dochodzić do skandalon – czyli wpadania w pułapkę, zasadzkę przez kogoś zastawioną. Oczywiście, zgorszenia były, są i będą w świecie, ale (!) ich powodem nie mogą być uczniowie Jezusa Chrystusa!

Źródłem mocy uczniów Pana jest Duch Święty posyłany przez Ojca w IMIĘ Jezusa. Kiedy uczniowie są jednością i trwają w wierności – to jest owocem łaski Ojca, czyli zachowania ich i IMIENIU Boga (por. J 17,11n).

Życie w pełni mamy dzięki wierze w Jezusa. Kiedy działamy w Jego IMIENIU, dokonują się prawdziwe cuda. Dlatego w niedzielę a także w inne dni, gromadźmy się w IMIĘ Jezusa, by inni z naleźli w Nim prawdziwe życie a wtedy nie będziemy popadali w pułapki, które pochłaniają entuzjazm wiary gasząc ją.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie, pełnił posługę ojca w duchownego w WSD w Tarnowie, aktualnie rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym „Arka” w Gródku nad Dunajcem.

adoracja Tuchów

Adoracja – medytacja. 26 września 2021 r.

XXVI Niedziela Zwykła – B 

 

Proszę Ducha Świętego o światło dla umysłu i o napełnienie serca miłością…

Czytam tekst (Mk 9, 38-43;45.47-48):
38 Jan rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami». 39 Lecz Jezus odrzekł: «Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. 40 Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. 41 Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. 42 Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. 43 Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. 45 I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. 47 Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, 48 gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie.

Rozważam:
– Mocne słowa padają dziś z ust Jezusa: „kamień młyński”, „odetnij” rękę, nogę, „wyłup” oko;
– tak bardzo Jezus pragnie, abyśmy byli po prostu dobrymi ludźmi;
– czy dla mnie właśnie to jest priorytetem: być dobrym człowiekiem?
– czy nie dałem komuś zgorszenia? Jeśli tak, to czy to zło naprawiłem?
– czy walczę z pokusą do złego od pierwszego momentu jej powstania?
– „Jezu, na Twój wzór pragnę być dobrym człowiekiem!”

 Słucham w ciszy, co Jezus chce mi powiedzieć…
(tej części medytacji poświęcam najwięcej czasu)
– rozmawiam z Jezusem o moim życiu…

Dziękuję Jezusowi za Jego obecność, za Jego miłość i za łaski, którymi mnie obdarza.

Wychodzę z tego spotkania z sercem wypełnionym wdzięcznością. Niech ta wdzięczność nadaje ton mojemu życiu.

Ks. dr Roman Stafin – pomocniczy ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

Pio_Msza sw.

Ojciec Pio – kapłan żyjący Eucharystią – ks. Tomasz Rąpała

 

Przeżywając liturgiczne wspomnienie św. ojca Pio z Pietrelciny, warto przytoczyć słowa, które papież św. Paweł VI wypowiedział do kapucynów, a które charakteryzują misję Mistyka z San Giovanni Rotondo posłanego na świat przez Boga: „Pokornie odprawiał mszę świętą, spowiadał od rana do wieczora i wiernie nosił w swoim ciele odbicie stygmatów naszego Pana. Był człowiekiem modlitwy i cierpienia” (20 luty 1971 r.).

Szczególnym rysem duchowości Padre Pio była bliska więź z Chrystusem eucharystycznym. Adorował Jezusa w Hostii przez wiele godzin każdego dnia, natomiast przygotowanie do porannej Mszy Świętej zaczynał czasami już o czwartej w nocy. Sprawowanie Eucharystii trwało kilka godzin, nawet cztery i pół… Kiedy niektórzy narzekali, że zbyt długo trwa, mawiał, że ludzie nawet na Golgocie postawiliby zegar. Wiedział bowiem, że celebruje największe misterium Jezusa Chrystusa. Ileż osób nawróciło się uczestnicząc w takiej Mszy Świętej. Ojciec Pio poprzez pokorne celebrowanie  Eucharystii pociągał serca wiernych do Chrystusa. Świadkowie opadają w spisanych świadectwach, że świątynia wypełniona po brzegi ludźmi była przeniknięta ciszą i skupieniem. Czasami ta cisza była przerywana szlochem płaczu, bo serca uczestników świętej Liturgii pałały miłością do Zbawiciela.

Święty Kapucyn pisał w swoich listach: „W tych tak smutnych czasach śmierci wiary, triumfującej bezbożności, najbezpieczniejszym środkiem uchronienia się przed chorobą zakaźną, która nas otacza, jest wzmacnianie się pokarmem eucharystycznym. Rzeczą oczywistą jest, że nie może się nim wzmocnić ten, kto miesiącami nie karmi się ciałem nieskalanego Baranka Bożego”. Jakże szczególnie dzisiaj te słowa są aktualne! W innym miejscu radził: „Każda Msza Święta, w której dobrze i pobożnie się uczestniczy, jest przyczyną cudownych działań w naszej duszy, obfitych łask duchowych i materialnych, których my sami nawet nie znamy. Dla osiągnięcia takiego celu nie marnuj bezowocnie twego skarbu, ale go wykorzystaj. Wyjdź z domu i uczestnicz we Mszy Świętej. Świat mógłby istnieć nawet bez słońca, ale nie może istnieć bez Mszy Świętej”.

Czyż w naszym życiu nie jest czasami tak, że czcimy świętych, ale nie wiemy dlaczego byli święty? Świętym  nikt się nie urodził, stajemy się świętymi żyjąc radami świętych. Bóg dał naszym czasom ojca Pio po to, żebyśmy się obudzili na żywą obecność Jezusa Chrystusa w sakramentach świętych, szczególnie Eucharystii, a także w Słowie Bożym, bo Padre Pio Biblii nie wypuszczał z rąk. Choćby wspomnieć, że Listy św. Pawła cytował w swoich listach do kierowników duchowych (i nie tylko) z pamięci.

Żyjemy w czasach, gdzie w Kościele zatraca się wiara w żywą obecność Chrystusa we Mszy Świętej. Dostrzegamy coraz mniejszy szacunek do Jego milczącej obecności. A z drugiej strony widzimy promienie światła płynące z tych parafii, gdzie wierni adorują Jezusa Chrystusa i przez to wnoszą Go do swojej codzienności i życia innych ludzi. Dlatego pośród ciemności – są także promienie światła wiary. To jest nasza przyszłość. To jest nadzieja Kościoła. Tam, gdzie adoruje się Chrystusa, tam jest życie.

Święty Ojcze Pio – ucz nas miłości do Jezusa, który jest z  nami w Eucharystii.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie, pełnił posługę ojca w duchownego w WSD w Tarnowie, aktualnie rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym „Arka” w Gródku nad Dunajcem.

adoracja

Adoracja – ks. Tomasz Rąpała

Adoracja Pana Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie jest bardzo ważna w naszych życiu. Ludzie, którzy adorują Jezusa, pokornie i cicho, poddając się milczącej, bliskiej obecności Chrystusa, stają się coraz bardziej wrażliwi na Jego obecność w ich codziennym życiu. Z takimi ludźmi po prostu inaczej się rozmawia. Czy Eucharystia może nas dzielić? Nie. Podziały są tam, gdzie zabrakło pokory i uniżenia przed obecnością Jezusa Chrystusa w Hostii.

Potrzebujemy adoracji. Rozważajmy w ciszy Słowo Boże przed Słowem Wcielonym, obecnym w Najświętszym Sakramencie. ON tam JEST. Słowo prowadzi do adoracji, która jest „nasycaniem” się ŻYCIEM Boga.

Papież Benedykt XVI powiedział tak: „Modlitwę adoracyjną można praktykować osobiście, zatrzymując się przed tabernakulum, bądź w formie wspólnotowej, także za pomocą psalmów i śpiewów, ale zawsze z daniem szczególnego miejsca milczeniu, w czasie którego słucha się wewnętrznie żywego i obecnego w tym sakramencie Pana. Najświętsza Maryja Panna jest mistrzynią także tej modlitwy, gdyż nikt lepiej niż ona nie potrafił kontemplować oczyma wiary Jezusa i zachowywać w sercu wewnętrzne echo Jego ludzkiej i boskiej obecności. Za Jej wstawiennictwem niech się rozprzestrzenia i wzrasta w każdej wspólnocie kościelnej prawdziwa i głęboka wiara w tajemnicę eucharystyczną”.

Dziękujmy Panu Jezusowi w adoracji za to, że JEST z nami. Módlmy się właśnie dlatego, bo ON JEST.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie, pełnił posługę ojca w duchownego w WSD w Tarnowie, aktualnie rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym „Arka” w Gródku nad Dunajcem.

kapłan

Rozmowa najważniejsza. XXV Niedziela Zwykła

XXV Niedziela Zwykła – B
Mk 9, 30-37

Niezwykle zadziwiający
jest obraz uczniów w drodze:
uczniów nierozumiejących swego Nauczyciela,
bojących się Go zapytać,
przerażonych Jego zapowiedziami
śmierci i zmartwychwstania,
uczniów nieskorych do rozmowy z Nim
o rzeczach ważnych i najważniejszych,
za to chętnych do dyskusji i sprzeczek
między sobą
o to, kto z nich jest ważniejszy…

Dziwny to obraz wspólnoty uczniów,
którzy są niby razem z Jezusem,
ale jakby zupełnie obok Niego…
którzy, mając Go przy sobie,
nie chcą z Nim rozmawiać,
a zapatrzeni w siebie
próbują wszystko poustawiać sami…

Zapewne podobnie niezwykle zadziwiający
w Bożych oczach musi być obraz Kościoła
– wspólnoty uczniów dziś,
wśród których jestem i ja –
jeśli wciąż podejmuję dialog
ze wszystkimi i o wszystkim,
i to z przekonaniem o własnej ważności,
a zapominam o serdecznej rozmowie
o rzeczach najważniejszych
z NAJWAŻNIEJSZYM.

Ks. Michał Łukasik – wikariusz parafii pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Szymbarku.

adoracja Tuchów

Adoracja – medytacja. 19 września 2021 r.

XXV Niedziela Zwykła – B

Proszę Ducha Świętego o światło dla umysłu i o napełnienie serca miłością… 

Czytam tekst  (Mk 9, 30-37):
30 Jezus i Jego uczniowie podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. 31 Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie». 32 Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. 33 Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» 34 Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. 35 On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». 36 Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: 37 «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał». 

Rozważam:
– Dziwię się, że uczniowie rozmawiają o swojej ludzkiej wielkości;
– człowiek chce dominować nad człowiekiem – często tego doświadczam?;
– czy ja nie ulegam tej pokusie, temu idolowi współczesności?
– dlaczego jest mi tak trudno „być sługą” – jako ojciec, matka, syn, córka, siostra zakonna, kapłan?
– czy ja kiedykolwiek potrafiłem zaakceptować sytuację, w której byłbym „ostatnim ze wszystkich”?
– „Jezu, pragnę w pokorze iść za Tobą!”

Słucham w ciszy, co Jezus chce mi powiedzieć…
(tej części medytacji poświęcam najwięcej czasu)
– rozmawiam z Jezusem o moim życiu… 

Dziękuję Jezusowi za Jego obecność, za Jego miłość i za łaski, którymi mnie obdarza.

Wychodzę z tego spotkania z sercem wypełnionym wdzięcznością. Niech ta wdzięczność nadaje ton mojemu życiu.

Ks. dr Roman Stafin – pomocniczy ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

KRZYŻ

Stat crux dum volvitur orbis! – ks. Piotr Cebula

W tej znanej dewizie kartuzów znajdują dwa ważne elementy, które od czasów męki Chrystusa na krzyżu już na zawsze są splecione razem. Stałość tajemnicy Krzyża i zmienność czasu, zmiana epok, idei, myśli i poglądów. Czasami prawda ta jest zobrazowana pięknymi zdjęciami nocnego nieba, pojawiającymi się niejednokrotnie w mediach społecznościowych. Przydrożny krzyż lub krzyż na wieży kościoła na pierwszym planie zaś na drugim niesamowite okręgi, które są śladami gwiazd, które w wyniku obrotu ziemi i długiego czasu naświetlania matrycy aparatu dają taki efekt. Dzisiaj jednak nie chcemy się skupiać na tym, co przemija, ale na tym co jest stałe, niezmienne, na tajemnicy Krzyża.

Święto Podwyższenia Krzyża Świętego nawiązuje do okresu ok. 326-328 r., który nastąpił bezpośrednio po zakończeniu krwawych prześladowań chrześcijan, kiedy po długich poszukiwaniach Krzyża na którym umarł Chrystus, odnaleziono go i dokładnie 14 września pokazano wiernym. W pewnym sensie była to pierwsza adoracja krzyża. Na wyprawę w poszukiwaniu relikwii Krzyża wyruszyła matka cesarza Konstantyna i ona właśnie go odnalazła w cysternie w pobliżu Golgoty.

Nawiązując do tej fizycznej i duchowej drogi św. Heleny, w świetle Bożego słowa i w perspektywie życia pewnego świętego, chciejmy po raz kolejny zapytać, w to Święto Podwyższenia Krzyża: czym dla mnie jest tajemnica Krzyża, jak do mnie przemawia? Św. Helena uczy nas odczytania tej tajemnicy. Uczy nas przez przykład swojej determinacji w poszukiwaniu relikwii na której umarł nasz Zbawiciel. Jak podaje tradycja, św. Helena miała powiedzieć, kiedy podejmowała decyzję o wyruszeniu do Jerozolimy: „Ja na tronie, a Krzyż w prochu?”. Jest więc dla nas przykładem, że krzyża trzeba szukać, prawdziwie chcieć go odnaleźć oraz po odnalezieniu – wywyższyć.

  1. Poszukiwać Krzyża

Dlaczego św. Helena poszukiwała Krzyża? Dlaczego było to dla niej ważne? Po ludzku miała wszystko, była matką cesarza. Decyduje się jednak na wyprawę, która miała dla niej sens – odnaleźć świętą relikwię. Potrzebowała zobaczyć, dotknąć tego, co już wiarą przyjęła. Bez tajemnicy Krzyża nasze życie jest niepełne, płaskie. Bez tajemnicy cierpienia, która doprowadzona jest to tajemnicy zwycięstwa, naszej wierze brakuje dopełnienia.

Tak wielu ludzi chciałoby wiary bez Krzyża. Pamiętam, jak kiedy błogosławiąc pewien związek małżeński podarowałem młodej parze duży krzyż św. Benedykta. Jak się potem dowiedziałem, wywołało to wielkie oburzenie w rodzinie nowożeńców. Nie mówiąc tego otwarcie, szemrali ukradkiem wyrażając swoją dezaprobatę, że dałem w prezencie właśnie krzyż, sugerując, że to „ściągnie” krzyż na ich małżeńskie życie. To szemranie i niezrozumienie tajemnicy Krzyża to właśnie takie płytkie spojrzenie, perspektywa „po ziemi”. Nieprzypadkowo szemranie, pokątne narzekanie, jest tak bardzo piętnowane w Starym Testamencie. Z jednej strony cicho wypowiadane słowa, przypominają szelest poruszającego się węża. Z drugiej zaś strony ten dźwięk szemrania tak podobny do dźwięku  węża, który sunie po ziemi, ukazuje tę perspektywę ziemi, płaszczyznę tego co „przyziemne”, „niskie”, bez szerszego spojrzenia w górę. W pierwszym czytaniu ze Święta Podwyższenia Krzyża Świętego znajdujemy te słowa Izraelitów, którzy uświadamiając sobie swój grzech, proszą Mojżesza, aby się wstawił za nimi do Boga: «Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże» (Lb 21, 4b-9). Żyjąc w tej perspektywie „szemrania”, sami zamykamy się na szerszą perspektywę, żyjemy jakby w świecie dwuwymiarowym.  Można to porównać to świata opisanego przez Abbota w Flatland: A Romance of Many Dimensions. Została ona wydana w 1884 roku. Przedstawia krainę dwuwymiarowych istot. To świat kresek, okręgów, dwuwymiarowych figur geometrycznych. Dla takich istot świat szerszy jest po prostu niezrozumiały i dziwaczny. Hipotetyczna wizyta w takim świecie istoty trójwymiarowej nie zostanie zauważona. Kula będzie widoczna tylko w postaci wielości okręgów, elips i wszelkich innych przecięć kuli. Sześcian będzie tylko układem dwuwymiarowych przecięć. Tylko życie w świecie trójwymiarowym pozwala dostrzec trójwymiarowe kształty[1].

Zanurzenie w tajemnicy Krzyża poszerza perspektywę. Jest to podniesienie oczu, aby kiedyś jak Izraelici wpatrując się w górę, na węża umieszczonego na palu odzyskiwali zdrowie, tak teraz my wpatrując się w Krzyż Chrystusa pragniemy osiągnąć życie wieczne do którego nas zaprasza. W dzisiejszej Ewangelii padły te dobitne słowa: „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne”.

  1. Odnaleźć Krzyż

Odnaleźć Krzyż, jak uczyniła to św. Helena, to nie tylko dotknąć drewna, ale dotknąć tajemnicy Krzyża. Z tego „dotknięcia”, przyjętego z głęboką wiarą rodzi się siła do pokonywania trudów, cierpień, bo one mają sens, prowadzą do zwycięstwa. Jeden ze współczesnych angielskich świętych czerpał tę duchową inspirację do działania czyniąc codzienny znak krzyża na swoim ciele. W jednym ze swoich wierszy pisał:

„Ilekroć przez to grzeszne moje ciało
Kreślę Znak Krzyża, zaraz
Ze snu się we mnie budzą dobre myśli,
Ożywa moc i wiara;
Wzniosła się, szczera odwaga wyłania
Cierpienia i działania”[2].

Dopełnieniem odnalezienia, powinno być wywyższenie, ukazanie chwały tajemnicy Krzyża. Etap końcowy więc wydaje się, że powinien być najłatwiejszy. Najczęściej jednak jest najtrudniejszy, bo wymaga on nas konkretnych czynów, decyzji popartych działaniem.

  1. Wywyższyć Krzyż

„Wywyższyć Krzyż” w moim życiu to na wzór Chrystusa zanurzyć się w jego poniżeniu, to przyjąć Krzyż, który w perspektywie wiary prowadzi do zwycięstwa. W drugim czytaniu w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego słyszymy głębokie słowa o kenzozie, czyli uniżeniu Chrystusa: „Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi. A w zewnętrznej postaci uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca” (Flp 2, 6-11).

 „Wywyższyć Krzyż” to pozwolić, aby naszą tajemnicę krzyża cierpień i zmagań zanurzyć w tajemnicy Krzyża Chrystusa. Tak całe swoje życie przeżywało wielu świętych. W tej świątyni, przywołam jednego z ojców filipinów, którego wiersz cytowałem wcześniej – Johna Henry’ego Newmana. Ten wielki intelektualista, teolog, filozof, po swojej konwersji z anglikanizmu na katolicyzm wybrał życie w Kongregacji św. Filipa Neri, ponieważ małe wspólnoty ojców filipinów przypominały mu college’e Oksfordu w których studiował i nauczał. Jego życie które było pełne trudów i zmagania z fałszywymi osądami, było tak zakorzenione w Bogu, tajemnicy Krzyża, że Bóg przez te zmagania wyprowadzał ogrom dobra dla Kościoła w Anglii i całego Kościoła powszechnego. Niech za przykład posłużą dwa z nich.

Wydarzenia rozegrały się w 1864 r. już po przejściu Johna Henry’ego na katolicyzm. Znany – nie tylko ze swego dorobku intelektualnego, lecz również z agresywnej postawy wobec katolików – angielski powieściopisarz Charles Kingsley w recenzji książki swego szwagra Jamesa Froude’a History of England z trudno uzasadnialnej przyczyny, wtrącił odniesienie do Newmana pisząc: „Prawdomówność dla niej samej nigdy nie była cnotą kleru rzymskiego. Ojciec Newman informuje nas, że to jest zbyteczne i ogólnie rzecz biorąc nie musi nią być”[3]. Atak Kingsley’a przypadł w momencie, kiedy Newman przeżywał trudny czas. Po przejściu do Kościoła katolickiego stracił dawnych przyjaciół, którzy uważali go za zdrajcę, a obecni towarzysze katoliccy podejrzewali go o nieszczerość, uważali go za półkatolika, co do którego nigdy nie można być pewnym czy jego konwersja jest prawdziwa. W starym środowisku był przekreślony, a nowe nie do końca go akceptowało, nie do końca mu ufało. I w takiej atmosferze otrzymuje ten celnie wymierzony cios w to, co było dla niego bardzo istotne. On, który przez całe swe życie szukał prawdy i był jej wierny, zostaje oskarżony, iż jest kłamcą i że prawda jako taka nie ma dla niego i dla całego Kościoła katolickiego najmniejszego znaczenia. Opuszczony przez wszystkich, zaatakowany, gdzie szuka pocieszenia? I czy umie go przyjmować? Niepewny przyszłości na szczerej modlitwie powierza się Bogu i to od Niego przyjmuje pocieszenie i umocnienie. Nie ulega zwątpieniu, chociaż wszystko go do tego skłaniało. Szczerze zawierza tę sytuację Bogu, który był dla niego tak bardzo bliski. I postanawia bronić nie tylko siebie, lecz także całego Kościoła katolickiego w Anglii. Prosi autora tego oskarżenia, aby wykazał gdzie miałby niby głosić takie poglądy o nieważności prawdy? Wywiązuje się publiczna wymiana listów, którą obserwuje całe społeczeństwo, w której jasno widać, iż Kingsley nie jest w stanie podać takich wypowiedzi, jednakże nie chce przyznać się do błędu i wycofać zarzutów. Newman postanawia więc napisać swoją autobiografię, aby ukazać całe swe dotychczasowe życie, mając nadzieję, że jego przeciwnicy popatrzą na niego bardziej życzliwym okiem. Powierza całą sprawę Bogu i rozpoczyna pisanie. Pisze ją w odcinkach i na bieżąco oddaje je do druku. Pisze poprzez łzy, niosąc ciężar niezrozumienia przez tak wielu, a jednocześnie czując siłę Bożego wsparcia i pocieszenia. Czytelnicy dopiero teraz odkrywają całego Newmana, rozumieją powody opuszczenia Kościoła anglikańskiego, z wyrozumiałością patrzą na jego decyzje. Dawni przyjaciele odnawiają zerwaną przyjaźń. Jedna książka Apologia pro Vita sua a wszystko zmieniała. Mówiąc jednak głębiej: całe to wydarzenie było historią pewnego zaufania, historią przyjętego od Boga wsparcia, wsparcia, które Bóg chciał dać Newmanowi w tej trudnej dla niego chwili, a on umiał to wsparcie przyjąć. Dzięki cierpieniu spowodowanym przez fałszywe oskarżenia Newman pisze dzieło, które dla wielu konwertytów było inspiracją, aby pójść w podobną drogą.

Druga historia wydarzyła się kiedy w 1870 r. Sobór Watykański I ogłosił nieomylność papieża odnośnie wiary i moralności, w Anglii bardzo szybko pojawiły się oskarżenia, iż żaden katolik nie może być lojalnym obywatelem, skoro jest zobowiązany przyjmować nieomylne decyzje papiestwa. Doszło nawet do oficjalnych wypowiedzi członków rządu na ten temat. W 1874 r. William Gladstone ówczesny angielski premier, napisał pamflet „Dekrety watykańskie i ich wpływ na wierność obywatelską”, oskarżając w nim katolików na Wyspach, iż właśnie od tej pory nie można było ich traktować jako lojalnych obywateli i poddanych królowej. Katolicy byli tym oskarżeniem przytłoczeni, często nie znajdowali żadnych argumentów aby odeprzeć ataki tych, którzy powtarzali argumenty Gladstone’a. Potrzebowali wsparcia, w tym wypadku intelektualnego, aby ktoś w sposób rzeczowy mógł publicznie odpowiedzieć premierowi na jego fałszywe oskarżenia. W tej sytuacji Newman nie czeka, jeszcze tego samego roku pisze list otwarty do księcia Norfolk, gorliwego katolika, ukazując w nim związek pomiędzy głosem sumienia a wiernością autorytetowi papieża. Ten list był więc oficjalną odpowiedzią daną Gladstone’owi. Przypomina w nim, że wskazania sumienia są dla nas obowiązujące i nim – sumieniem musimy się kierować, dbając jednocześnie o jego właściwe ukształtowanie. Prawda jest jedna, Duch Święty jest Duchem prawdy, który kształtuje nieomylność papieża co do wiary i moralności i który pomaga kształtować sumienie prawdziwe. Pomiędzy tymi dwoma sprawami nie powinno być rozbieżności. Treść listu do tego stopnia uczynił zadość oczekiwaniom opinii publicznej, że po tym fakcie Gladstone w głęboko angielskim stylu napisał do Newmana, już prywatny list, o następującej treści: „Z dzisiejszych porannych gazet mógł pan wywnioskować, że wczorajszy dzień był dla mnie bardzo pracowity, musiałem bowiem zwinąć swoje rzeczy i wynieść się”, jednakże podziękował Newmanowi, jak pisze za „miły i subtelny sposób w jaki pan się do mnie odniósł, i za okazanie mi wyraźniej niechęci do wysuwania mi zarzutów, na które, jak pan uważał – co jest zresztą zrozumiałe – zasłużyłem”[4]. Owocem tej polemiki jest krótkie, lecz niezwykle inspirujące do dzisiaj dziełko o sumieniu, wspomniany List do Księcia Norfolk o sumieniu. Po raz kolejny cierpienie przeżywane z Bogiem, stało się wielką tajemnicą Bożego działania.

Chciejmy podążać tą drogą, którą proponuje nam dzisiaj Kościół: chciejmy poszukiwać tajemnicy Krzyża, odnajdujmy ją, oraz nie bójmy się wywyższać tej tajemnicy w naszej codzienności.

Ks. dr Piotr Cebula – Dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Małżeństw i Rodzin Kurii Diecezjalnej w Tarnowie.

 

Przypisy:

[1] Zob. B. Smith, Modernism’s history: a study in twentieth-century art and ideas, New South Wales 1998, s. 79.
[2] J.H. Newman, Znak Krzyża [w:] Idem, Rozmyślania i modlitwy, Warszawa 1995, s. 405.
[3] C.S. Dessain, John Henry Newman. Pionier odnowy Kościoła, tł. Mieczysław Stebart, Poznań 1989, s. 165.
[4] Ch. Hollis, Newman a świat współczesny, tł. T. Mieszkowski, Pax, Warszawa 1970, s. 187n.

Wyszyński

Błogosławiony Stefan Wyszyński kryształowy wzór „na dziś” dla kapłanów!

Nie będzie to żadną krytyką czy atakiem, jeśli podzielę się kilkoma spostrzeżeniami, które z jednej strony powodują „zawrót głowy”, a z drugiej niosą powiew wielkiej nadziei.

Jako kapłani znaleźliśmy się dzisiaj w ciemnym tunelu. Wydaje się, że wiele czynników spowalnia naszą posługę, by mogła być z pasją, nasz entuzjazm i kapłańską determinację. Kiedy jednak przymrużymy oczy – ujrzymy delikatne światełko w tym ciemnym tunelu. Kiedy pójdziemy w jego stronę, wiele się nam rozświetli. Niektórych z nas drażni słowo kryzys, ale niestety prawdą jest to, że znaleźliśmy się w wielkim kryzysie kapłaństwa. Zaznaczam jeszcze raz – to, co piszę nie jest „czarną wizją” – wręcz przeciwnie! Z tego kryzysu wyłoni się jasne światło, które pociągnie innych na drogę wiary Jezusowi Chrystusowi.

Beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia jest właśnie takim światłem w ciemnym tunelu. Szkoda, że odbyła się ona w atmosferze zamknięcia w gronie stosunkowo niewielu osób. Żałuję bardzo, że nie mogłem uczestniczyć w tej jednej z najbardziej doniosłych chwil we współczesnej historii Kościoła w Polsce… Głęboko wierzę, że i w tym przypadku wypełnią się słowa naszego Pana Jezusa Chrystusa: „Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze” (Mt 5, 14). Oczywiście, dla jasności, nie chcę powiedzieć, że ukrywamy błogosławionego Prymasa, ale przede wszystkim to, że taka postać musi być przez nas nieustannie odsłaniana, odkrywana i ukazywana oraz cytowana, nawet za cenę kpin i ośmieszania, co od dawien dawna stało się metodą jak nie komunistów, to kreatorów nowych ideologii, które jeszcze dzisiaj istnieją, a jutro zostaną wyrzucone na śmietnik historii.

Żyjemy w czasach paradoksów. Bardzo wiele osób świeckich modli się za kapłanów, prosi Boga o powołania do tego stanu, a z drugiej strony słowa i postawy wielu wskazują na to, że ksiądz nie jest dzisiaj potrzebny. Dochodzą do tego głosy ze sceny politycznej, gdzie niektórzy politycy, mający swoje „pięć minut” i odgrywający rolę nadwornych błaznów, chcąc zaistnieć pouczają biskupów co powinni robić, a czasami grożą „odgrzewanymi kotletami”, że będą ściągać krzyże. Szkoda, że przedstawiają Kościół jako zbiorowisko nieogarniętych osób, jakby zagubionych w obcych galaktykach. A do tego jeszcze pojawi się tu i ówdzie książka byłego kleryka czy księdza, który posiada tomiska „przepisów” na reformę tego w Kościele, co przecież ciągle się reformuje – tyle, że według nie czyjegoś „widzi mi się”, ale w duchu myślenia kościelnego, a do takiego u wielu z nich bardzo daleka droga – daleka, bo wpierw trzeba zacząć od pokory i uderzenia się we WŁASNE piersi. I w tym wszystkim nie potrzeba nerwowych reakcji  i oskarżeń, ale jeszcze mocniejszego świadectwa życia wiarą i jeszcze odważniejszego głoszenia prawdy Boga, nie na zasadzie – jak mawiał Joseph Ratzinger – reklamy produktu jak w domu handlowym, ale na zasadzie wierności danemu słowu w chwili święceń kapłańskich i świadomości tego, KIM i PO CO się jest!

Żyjemy w czasach, w których wielu kapłanów wycofuje się z głoszenia prawdy Boga. Idzie się coraz bardziej w stronę głoszenia miłej i jedwabno-słodkiej „bozi”, głoszenia w którym ma się wrażenie, że Jezus Chrystus to pluszowy miś, który uśmiecha się do każdego, zgadza się na wszystko i nikogo nie karci. Jakże to dalekie od Ewangelii.

Kardynał Prymas uczył nas czegoś innego. Warto się nad tym pochylić ufając, że wielu z nas – kapłanów, szczególnie w tym czasie, zgłębi jego myśli na temat kapłańskiego życia. Będę się opierał przede wszystkim na Liście do moich kapłanów (Editionis du Dielogue, Paris 1969 r., odtąd List), który Kard. Wyszyński napisał do księży i którego aktualność powinniśmy odczytać szczególnie dzisiaj. Czynię to również za refleksjami ks. Andrzeja Łapińskiego opublikowanymi na łamach czasopisma „Studia Teologiczne. Białystok, Drohiczyn, Łomża” (11 (1993)).

Kardynał Wyszyński, nauczając na temat kapłaństwa, zawsze sięgał do jego wymiaru trynitarnego. Twierdził z przekonaniem, że Kościół nigdy nie pozostanie na poziomie tylko jakiejś filozoficznej znajomości Boga. Chrystus wskazał cel naszego życia (wymiar eschatologiczny), a nade wszystko poprzez objawienie Ojca stał się pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, między Trójcą Świętą a całym rodzajem ludzkim i będąc Kapłanem na wieki pragnął naszego rzeczywistego i aktywnego uczestnictwa w życiu Bożym przez posługę Kościoła (List, t. I, s. 70). Dlatego też Prymas Wyszyński, kiedy nauczał na temat relacji kapłana z Bogiem Ojcem, stawiał jako wzór i przykład Jezusa-Syna, Wiecznego Kapłana, w Jego relacji do Ojca. Ukazywał Jezusa jako tego, który objawia Ojca i tego, który prowadzi do Boga Ojca. W tym widział kapłana jako świadka Chrystusa, bo sam Jezus Chrystus to świadek Ojca (List, t. I, s. 72).

Bardzo ważnym aspektem w nauczaniu Kardynała Wyszyńskiego na temat kapłaństwa jest zwracanie szczególnej uwagi na relację pomiędzy kapłanem a Chrystusem.  Prymas podkreślał, że nasz Pan jest najpierw PRZYKŁADEM dla księdza, a ten jest uczestnikiem Kapłaństwa Chrystusa poprzez święcenia. Dlatego też naśladowanie Mistrza i Pana to oddanie Mu wszystkiego – całkowicie, spontanicznie, z wolnością i hojnością ducha, z konsekwencjami tegoż oddania. To naśladowanie musi być TOTALNE czyli całą osobą ze wszystkimi swoimi władzami, świadomie i bez żadnych zastrzeżeń. W taki także sposób Kardynał widzi wymiar eklezjologiczny posługi kapłańskiej. Sakramenty święte są podstawowymi znakami chrystocentryzmu w Kościele. Kościół dzięki tym sakramentalnym znakom kontynuuje pośrednictwo między Bogiem a ludzkością. Dzięki kapłańskiej posłudze sakramenty są przekazywane człowiekowi wierzącemu, co powoduje ożywienie życia we wspólnocie Kościoła katolickiego.

Należy podkreślić, że relacja z Chrystusem Kapłanem jest realizowana poprzez naśladowanie Go od samego początku powołania do kapłaństwa. Natomiast moment święceń kapłańskich jest „punktem” uaktualnienia tej relacji w sposób sakramentalny, dzięki czemu cała działalność i życie apostolskie koncentrują się wokół Chrystusa – Drogi, Prawdy i Życia. Kapłaństwo, czyli posługa apostolska, jest chrystocentryczne co ma swój szczyt w sprawowaniu Eucharystii per Ipsum, et cum Ipso, et in Ipso, chociaż „ofiara mszy świętej w […] codziennym życiu nie jest jedną z szeregu czynności kapłańskich, ale jest czynnością istotną naszego kapłaństwa i to tak bardzo, że wszystkie inne prace są właściwie dalszym ciągiem Mszy Świętej” (List, t. II, s. 106). Jak widać Prymas podkreślał, że upodobnienie się do Jezusa Chrystusa nie dokonuje się tylko poprzez samo powołanie, ale poprzez święcenia kapłańskie ze swoim niezniszczalnym charakterem sakramentalnym – kapłani z władzą i mocą Chrystusa prowadzą dzieło zbawienia do spotkania z Bogiem w Trójcy jedynym, nie jako widzowie, ale jako czynni uczestnicy życia Bożego (List, t. I, ss. 70-71).

Kolejną, bardzo ważną kwestią podejmowaną przez Kardynała Stefana Wyszyńskiego było duszpasterstwo jako obszar kierowania wiernymi.  Ks. Andrzej Łapiński zwraca uwagę, że dla Prymasa pojęcie duszpasterstwa miało charakter ściśle apostolski. Tylko w ten sposób jest one włączone w misję Kościoła – poprzez każdego biskupa, w łączności z następcą św. Piotra. Być „apostołem” to być w służbie Kościoła, dla Kościoła i w Kościele (List, t. III, s. 62). Być podporządkowanym władzy Kościoła po to, by być bardziej gotowym do służby w Mistycznym Ciele Chrystusa. Warto zwrócić szczególną uwagę na to, że Kardynał wyraźnie kreślił cel i zadanie posługi duszpasterskiej jako „wyłączną, całkowitą i jedyną chwałę Ojca” (List, t. III, s. 98).

Prymas z mocą akcentował rolę modlitwy w życiu kapłana. Mówił o modlitwie publicznej i prywatnej, co pięknie wyraża jego zdanie: „Mszał i brewiarz wiążą się ze sobą ściśle, nawzajem się uzupełniają” (List, t. II, s. 124). „Modlitwa jest naczelnym zadaniem kapłaństwa, stojącym tuż przed obowiązkiem nauczania. Z modlitwy bowiem płynie skuteczność pracy duszpasterskiej, tak jak od modlitwy w Wieczerniku rozpoczęło się nauczanie całego świata. I dlatego trzymanie w ręku brewiarza jest pracą apostolską stojącą w jednym rzędzie z każdą inną czynnością apostolską” – pisał w Liście do moich kapłanów (t. II, s. 125). Kardynał Wyszyński sam był człowiekiem głębokiej modlitwy. Jego działalność kapłańska i biskupia miała swoje źródło w żywej relacji z Trójcą Świętą. To, co pisał i mówił wypływało z jego serca, które słuchało i wypełniało usłyszane słowo płynące z Serca Bożego. Świadczą o tym słowa listu pasterskiego: „Nie jestem ani politykiem, ani dyplomatą, nie jestem działaczem ani reformatorem. Jestem natomiast waszym Ojcem duchowym, pasterzem i biskupem dusz waszych, jestem apostołem Jezusa Chrystusa. Posłannictwo moje jest kapłańskie, pasterskie, apostolskie, wyrosłe z odwiecznych myśli Bożych, ze zbawczej woli Ojca, radośnie dzielącego się swoim szczęściem z człowiekiem. Zadaniem moim jest: chrzcić, bierzmować, konsekrować, święcić, ofiarować, nauczać i sądzić. Niosę wam Lumen Christi – światło Chrystusowe” (Listy pasterskie Prymasa Polski 1949-1974, Editionis du Dialogue, Paris 1975, s. 11-13, 14-19, 99-100, 101-105, cyt za. A. Łapiński, Studia…, s. 42). Życie Prymasa Tysiąclecia było niesieniem światła Chrystusa przez całe jego życie. Czerpał to światło z własnej relacji z Chrystusem czyniąc to przez Maryję. Kardynał Wyszyński dokonał aktu osobistego oddania się Maryi, który ułożył w czasie uwięzienia w Stoczku: SOLI DEO. Potem dodaje: SOLI DEO – PER MARIAM. Sam o tym mówi tak: „Mimo, że taka wizja może być niebezpieczna, doświadczenie poprzednich lat zmusza mnie by dodać «per Mariam Soli Deo». Patrząc na Maryję widzę zawsze w Jej ramionach Boże Dziecię. Dlatego działam per Mariam, dlatego wiem, że wszystko dzieje się przez Chrystusa, którego Ona wskazuje” (Sursum corda, wyd. Pallottinum, s. 199) . Wielka Nowenna, zainaugurowana w dniu 3 maja 1957 r. przed jubileuszem milenium chrztu Polski w roku 1966, jest świadectwem jego żywej wiary, miłości i nadziei – wiary w Boga i Ojczyznę; miłości do Boga i człowieka; nadziei, że nawet ze zgliszczy szczęścia może narodzić się piękno człowieczeństwa.

Kardynał Wyszyński podkreślał z mocą, że „posługa kapłana – kaznodziei, apostoła i nauczyciela – winna być integralnie powiązana z jego życiem. Słowa mają być spójne z wyznaniem jego wiary, której treści winny stawać się programem życia i pracy społeczno-apostolskiej. Słowa mają być – jak nazywa Prymas – „szczególnie wyraziste”, a to znaczy: jednoznacznie wskazujące na rzeczywistość Bożą, której wszystko ma być podporządkowane. Bowiem to Chrystus w swoim Kościele trwa, żyje i działa. To On jedna z Ojcem, On naucza, On rządzi i uświęca. Kardynał podkreśla wyraźnie, że w Kościele wszystko sprawuje Chrystus. Kapłani zaś pełnią doniosłą rolę bycia w Jego ręku narzędziami” (List, t. I, s. 28).

Nie ma takich czasów, w których kapłani nie mogliby głosić z mocą Jezusa Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka! Nie ma takich czasów, w których kapłani nie mogliby być blisko powierzonych im ludzi. Nie ma takich czasów, w których kapłani nie mogliby ukazywać piękna daru kapłaństwa. Czasy są takie, jacy są ludzie. Arena polityczna jest taka, jakie jest myślenie ludzi, dlatego Kościół musi mieć zdrowy dystans do świeckiej władzy. Kościół jest taki jacy są pasterze i wierni. Pasterze Kościoła nadają szczególny rys obliczu Kościoła, który jest na wzór Chrystusa. Nadawanie rysu ewangelicznego musi dokonywać się bez zalęknienia, z pasją i ewangelicznym zaangażowaniem „na całego”. Jeśli pasterze będą mieli jasno określony cel swojego kapłańskiego życia – jak wyżej przytoczyłem słowa Prymasa Tysiąclecia – to wtedy ludzie będą wyczuwali w takich wiarygodnych przewodnikach rys ich świętości oraz autentyczność tego co głoszą, bo życie kapłańskie musi być obrazem tego, co się głosi. Można przecież być blisko ołtarza, a zarazem daleko od Jezusa Chrystusa. Taka przeciętność i letniość jest największym współczesnym skandalem w Kościele. Przeciwieństwem przeciętności jest ewangeliczny radykalizm.

Niech beatyfikacja tego kryształowego Kardynała, nie na darmo nazwanego Prymasem Tysiąclecia, będzie dla nas zapaleniem światła w ciemnym tunelu historii. Jeśli pójdziemy za tym ŚWIATŁEM, rozświetli ono nam jak mamy prowadzić innych do Boga w Trójcy Świętej Jedynego.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie, pełnił posługę ojca w duchownego w WSD w Tarnowie, aktualnie rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym „Arka” w Gródku nad Dunajcem.

 

lew_baranek

Łagodny Lew. XXIV Niedziela Zwykła

XXIV Niedziela Zwykła – B
Mk 8, 27-35

„Zejdź mi z oczu, szatanie!”. To jedne z najostrzejszych słów Chrystusa. Sam mówił przecież: „A kto by rzekł swemu bratu: Raka [dosł. pusta głowo], podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego” (Mt 5, 22). Dlaczego używa zatem jeszcze mocniejszego słowa – „szatanie”? Czy działał pod wpływem emocji, wzburzenia? Bynajmniej.

Pada bardzo ostre słowo, ponieważ sprawa jest wielkiej wagi. „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć” (Mk 8, 31). Sprzeciw wobec konieczności cierpienia, wobec krzyża jest szatańską taktyką. Nie ma Chrystusa bez krzyża, nie ma chrześcijaństwa bez krzyża, nie ma chrześcijanina bez krzyża.

Chrystus mówiąc „zejdź mi z oczu” (dosł. stań za mną) nie zmierza do oddalenia Piotra – wręcz przeciwnie. Chce, żeby był blisko Niego – żeby stanął tuż za Nim i podążał Jego śladami: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mk 8, 34).

W swojej surowości i stanowczości Chrystus okazuje się być równocześnie pełen miłości i łagodności. Zwycięski Lew z pokolenia Judy (por. Ap 5, 5) łagodny jak Baranek na rzeź prowadzony (por. Iz 53, 7). Jakże niedościgniony wzór…

ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Krzyża Świętego i MBNP w Tarnowie.

adoracja Tuchów

Adoracja – medytacja. 12 września 2021 r.

XXIV Niedziela Zwykła – B

Proszę Ducha Świętego o światło dla umysłu i o napełnienie serca miłością…

Czytam tekst  (Mk 8, 27-35):
27 Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» 28 Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». 29 On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». 30 Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. 31 I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. 32 A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. 33 Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie». 34 Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! 35 Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.

Rozważam:
– Wsłucham się w rozmowę Jezusa z Piotrem;
– Piotr składa wyznanie wiary w Jezusa, ale nie chce przyjąć prawdy o Jego cierpieniu;
– łatwo jest wyznawać wiarę, gdy w życiu dobrze się układa;
– wiara sprawdza się dopiero w doświadczeniu cierpienia – jest próbą;
– popatrzę na krzyże w moim dotychczasowym życiu – czym była dla mnie wiara?
– cierpienie bez Jezusa załamuje – cierpienie przyjęte z miłości do Niego, zbawia;
– „Jezu, z Tobą pragnę nieść mój życiowy krzyż!”

Słucham w ciszy, co Jezus chce mi powiedzieć…
(tej części medytacji poświęcam najwięcej czasu)
– rozmawiam z Jezusem o moim życiu…

Dziękuję Jezusowi za Jego obecność, za Jego miłość i za łaski, którymi mnie obdarza.

Wychodzę z tego spotkania z sercem wypełnionym wdzięcznością. Niech ta wdzięczność nadaje ton mojemu życiu.

Ks. dr Roman Stafin – pomocniczy ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.