biblia

Adoracja – medytacja. 31 października 2021 r.

Uroczystość rocznicy poświęcenia kościoła własnego

Proszę Ducha Świętego o światło dla umysłu i o napełnienie serca miłością…

Czytam tekst  (J 4, 19-24):
19 Niewiasta samarytańska rzekła do Jezusa: «Panie, widzę, że jesteś prorokiem. 20 Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga». 21 Odpowiedział jej Jezus: «Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. 22 Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. 23 Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. 24 Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie». 

Rozważam:
– Wsłucham się  w rozmowę Jezusa z niewiastą Samarytańską;
– Jezus mówi o oddawaniu czci Bogu „w Duchu i prawdzie”;
– czy ja tak się modlę?
– czy nie zwracam zbyt dużej uwagi na to, co zewnętrzne: miejsce, teksty, postawy, rytuały?
– prawdziwa modlitwa to modlitwa płynąca z serca
– wszystko inne jest drugorzędne;
– „Jezu, uwielbiam Ciebie całym moim sercem!”

Słucham w ciszy, co Jezus chce mi powiedzieć…
(tej części medytacji poświęcam najwięcej czasu)
– rozmawiam z Jezusem o moim życiu…

Dziękuję Jezusowi za Jego obecność, za Jego miłość i za łaski, którymi mnie obdarza.

Wychodzę z tego spotkania z sercem wypełnionym wdzięcznością. Niech ta wdzięczność nadaje ton mojemu życiu.

 

ciemność

Krzyk nadziei. XXX Niedziela Zwykła

XXX Niedziela Zwykła – B
Mk 10, 46-52

Ewangelia jest bardzo życiowa. Jeśli oczywiście wierzymy Jezusowi! Tak – jeśli wierzymy, to staje się ona pytaniem, na które należy odpowiedzieć. Jest życiowa, bo zastaje nas takimi jakimi jesteśmy, akurat w takim a nie innym położeniu. Ewangelia – jeśli jej słuchamy sercem – przychodzi do nas także wtedy, kiedy schodzimy w dół,  do Jerycha… A to się dokonuje, gdy dajemy opanować się złym myślom, podejmujemy niewłaściwe wybory, grzeszymy albo ulegamy intelektualnej pysze. To Pan Jezus, który przechodzi, bo On jest zawsze w drodze, jeśli Go zatrzymamy, zabierze nas ku górze. Żyjemy przecież po to, żeby iść ku Niemu.

Bartymeusz z dzisiejszego fragmentu Ewangelii jest bardzo zdeterminowany, uparty, zatrzymuje Jezusa, nie daje się uciszyć innym. I dzięki temu staje się uczniem Pana. On widzi; nie tylko oczami ciała, ale i sercem! Na cóż bowiem uzdrowienie ciała, jeśli serce jest chore?

Wsłuchajmy się dzisiaj w KRZYK (gr. kradzo) Bartymeusza, człowieka, który woła o ratunek dla swojego życia, które cenił.

I jeszcze jedno jest bardzo ważne. Gdy już podbiegł do Jezusa, Pan pyta go o to, co chce, żeby uczynić dla jego życia. Można zapytać: po co? Jezus chce usłyszeć jak on się modli i do kogo się modli! Warto zobaczyć tutaj Jezusa i Bartymenusza stojącego bardzo blisko siebie… Przed kim stoi Bartymeusz? Zawołał do Jezusa tak, jak w Ewangeliach tylko bardzo bliscy Jezusowi: rabbuni. Zatem z krzyku nadziei wyłoniła się wiara człowieka, który stał się uczniem widzącym przede wszystkim sercem.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym Diecezji Tarnowskiej „ARKA”, dotychczas pełnił posługę wikariusza, następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.

biblia

Adoracja – medytacja. 24 października 2021 r.

XXX Niedziela Zwykła – B

Proszę Ducha Świętego o światło dla umysłu i o napełnienie serca miłością… 

Czytam tekst (Mk 10, 46-52):
46 Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. 47 Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!»48 Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» 49 Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». 50 On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. 51 A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». 52 Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Rozważam:
– Jestem w tłumie otaczającym Jezusa i słyszę wołanie żebraka;
– „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” – popatrzę na moje życie i na chwile, w których tak wołałem;
– czy doświadczyłem, że Jezus mnie usłyszał?
– na mojej drodze życia mogę codziennie spotkać Jezusa, ale moje uzdrowienie zależy od mojej wiary;
– gdyby Jezus teraz zapytał: „Co chcesz, abym ci uczynił?”, co odpowiedziałbym?
– „Jezusie, ulituj się nade mną!”

Słucham w ciszy, co Jezus chce mi powiedzieć…
(tej części medytacji poświęcam najwięcej czasu)
– rozmawiam z Jezusem o moim życiu…

Dziękuję Jezusowi za Jego obecność, za Jego miłość i za łaski, którymi mnie obdarza.

Wychodzę z tego spotkania z sercem wypełnionym wdzięcznością. Niech ta wdzięczność nadaje ton mojemu życiu.

Ks. dr Roman Stafin – pomocniczy ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

modlitwa mężczyzna

Zachcianki. XXIX Niedziela Zwykła

XXIX Niedziela Zwykła – B
Mk 10, 35-45

Z pewnym politowaniem w pierwszym odruchu
wsłuchuję się w prośbę Jakuba i Jana
o najważniejsze miejscówki w Królestwie…

Z politowaniem,
bo te zachcianki świadczą poniekąd
o ich niewiedzy, pysze, egoizmie…
Jakby zupełnie nie rozumieli,
że wielki ma być sługą,
a pierwszy – niewolnikiem.

A może to politowanie trzeba zmienić w podziw,
podziw dla ich odwagi, prostoty i szczerości
w wyrażaniu swych pragnień wobec Nauczyciela.
Bo od tej odważnej, prostej szczerości
wyrażonej w ich niepoważnej prośbie,
zaczęła się poważna rozmowa…

Może być tak,
że – owszem – nie mam do Boga żadnych „głupich” próśb,
ale to dlatego, że po prostu od Niego niczego nie oczekuję
albo nie jestem do końca z Nim szczery
albo wcale z Nim nie rozmawiam…

Lepsza jest jednak ta odważna, prosta szczerość
w modlitewnym, wytrwałym dialogu z Jezusem,
nawet jeśli zaczyna się on
od moich przyziemnych, „głupich”, ludzkich
zachcianek

Ks. Michał Łukasik – wikariusz parafii pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Szymbarku.

biblia

Adoracja – medytacja. 17 października 2021 r.

XXIX Niedziela Zwykła – B

 

Proszę Ducha Świętego o światło dla umysłu i o napełnienie serca miłością…

Czytam tekst (Mk 10, 35-45):
35 Do Jezusa zbliżyli się synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i rzekli: «Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy». 36 On ich zapytał: «Co chcecie, żebym wam uczynił?» 37 Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie». 38 Jezus im odparł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?» 39 Odpowiedzieli Mu: «Możemy». Lecz Jezus rzekł do nich: «Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. 40 Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało przygotowane». 41 Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. 42 A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: «Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. 43 Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. 44 A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. 45 Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu». 

Rozważam:
– Prośba uczniów zapewne mnie zaskakuje;
– czy jednak nie zauważam u siebie skłonności do rządzenie innymi?
– popatrzę na moje życie: Jakie fakty świadczą o tym, że potrafię jednak służyć drugiemu człowiekowi lub jakiejś sprawie?
– czy teraz „daję moje życie” dla kogoś lub czegoś?
– „Jezu, ożyw we mnie ducha służby!”

Słucham w ciszy, co Jezus chce mi powiedzieć…
(tej części medytacji poświęcam najwięcej czasu)
– rozmawiam z Jezusem o moim życiu…

Dziękuję Jezusowi za Jego obecność, za Jego miłość i za łaski, którymi mnie obdarza.

Wychodzę z tego spotkania z sercem wypełnionym wdzięcznością. Niech ta wdzięczność nadaje ton mojemu życiu.

Ks. dr Roman Stafin – pomocniczy ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

św. Teresa z Avila

Łzy św. Teresy obmyły oblicze Kościoła – ks. Tomasz Rąpała

Św. Teresa z Avila To bardzo ważna postać w historii Kościoła, bo ona pokazuje jaką drogą powinniśmy iść dzisiaj w reformie Kościoła. Kiedy zagłębiam się w jej teksty i kiedy patrzę na dzisiejsze coraz to nowe „pomysły” samozwańczych reformatorów, krytyków i populistów to przychodzą mi na myśl słowa z ewangelii św. Łukasza o nowym i starym winie w bukłakach: „stare jest lepsze” (Łk 5,39). Potrzeba powrotu do św. Teresy. Na czym polegała reforma Kościoła w jej wydaniu? Najpierw na reformie siebie. Jaka jest różnica między Ignacym z Loyoli a Lutrem? Luter reformował Kościół a Ignacy siebie! Pierwszy doprowadził do rozłamu, drugi do nawrócenia milionów ludzi po dziś dzień przez Ćwiczenia duchowe.

Ewangelia jest „zadziorna”, bo chce dobra, przed którym ludzie się bronią. I dobrze, że jest zadziorna, bo przez to pobudza do myślenia i wyborów. Dobrze, że nie daje nam spokoju, ale niepokoi, bo z tego niepokoju można wydobyć MADROŚĆ, która jest cenniejsza od „drogich kamieni, bogactw, władzy i znaczenia” (por. Mdr 7,8). To dlatego „złoto wobec niej jest jak garść piasku, a srebro ma wartość błota” (w. 7,9). Trzeba w życiu bardzo uważać, żeby nie pomylić Mądrości i światowości. Dwie drogi… czasami wystarczy jeden krok, żeby pójść na całego tą właściwą, albo tą na manowce. Dlatego też Bóg wzbudził w sercu Teresy wielki płomień pragnień, żebyśmy dzisiaj, w obecnym cyrku cywilizacji, sztucznego sensu, odkryli prawdziwą Mądrość, Sens i Cel.

W domu św. Teresy w pokoju najważniejszym, na ścianie był umieszczony obraz przedstawiający Jezusa i Samarytankę. Zatem siłą rzeczy Teresa wpatrywała się w niego dosyć często. I czytała napis umieszczony pod nim: „Panie, daj mi tej wody!”. I widzimy, że ta woda żywa stała się dla niej symbolem zjednoczenia z Bogiem. To ona, czerpała obficie ze źródła wody żywej, z Jezusa Chrystusa, co stało się darem dla mnóstwa ludzi. To jest jej reforma. Jej życie zanurzone w Bogu przyniosło bardzo obfite owoce, gasiła pragnienie ludzi spragnionych ducha. Teresa prowadzi do dnia dzisiejszego do źródła wody żywej, z którego każdy musi pić sam. Teresa nie opowiadała jaki smak ma woda, ale wskazywała źródło i prowadziła do niego. Chcemy reformy Kościoła? To niech małżonkowie prowadzą dzieci do źródła wody żywej! Niech kapłani żyją Ewangelią! Niech siostry zakonne modlą się odkrywając te źródła, studnie, przy których zgromadzą się ludzie! Oto reforma Kościoła! Posłuchajmy wezwania papieża Franciszka sprzed kilku dni: „Nie jałowe dyskusje, ale słuchanie Ducha Świętego!” (9.10. 2021 r.).

W czasie wakacji było mi dane być przez tydzień na wyspie Patmos, gdzie wsłuchiwaliśmy się w słowa księgi Apokalipsy. W tym ciekawym zakątku świata, gdzie dokonało się ostatnie objawienie biblijne, wybrzmiewało bardzo mocno: „Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów” (Ap 2,29; 3,6; 3,13; 3,22; 2,11; 2,7; 2,11). Jakie mamy dzisiaj uszy? Słyszące czy obojętne? Wydaje się, że mamy dzisiaj na uszach jakieś „siatki”, przez które nie dociera głos Boga. „To mówi Ten, który trzyma w prawej ręce siedem gwiazd, Ten, który się przechadza pośród siedmiu złotych świeczników” (Ap 2,1). Jezus Chrystus jest obecny w swoim Kościele! Tak samo jak wtedy, gdy czekał przy studni na człowieka, który Go nie szukał, bo Samarytanka nie przyszła na spotkanie z Mesjaszem ale po wodę. A otrzymała wodę żywą – Ducha Świętego. Przyjęła Go i pozwoliła na zmianę swego myślenia.

Przesłanie św. Teresy ma trzy wymiary, które mocno podkreśla Guido Stinissen OCD. Chodzi, mówiąc krótko o zmysł Boga, zmysł Kościoła i zmysł człowieczeństwa. Teresa poruszona lekturą książki, którą otrzymała od swego wuja, autorstwa Franciszka z Osuny, mówiącej o długiej modlitwie w ciszy odkryła, że modlitwa nie jest kwestią inteligencji, umysłu, ale serca. Mówiła tak: „Modlić się to pozwolić mówić swemu sercu do Boga. Serce wznosi się do Boga na skrzydłach pragnienia, podtrzymywane przez miłość”. I to jest bardzo ważne, żebyśmy potrafili przyjąć miłość Boga i odpowiedzieć na nią. Nasze „napchane głowy” jak walizki na lotnisku informacjami, pychą nauki muszą spokornieć, żeby przyjąć pokorną miłość Boga.

W czasach Teresy panował w Kościele ogromny zamęt. Podobnie jak dzisiaj, gdzie znaleźliśmy się w momencie jakieś wichury nad spustoszoną winnicą Pana… Teresa chciała pomóc Kościołowi. Jej reakcją serca były łzy przed Panem. I tak wypełniło się w niej błogosławieństwo Jezusa z Góry: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mt 5,4). Płakała przed Panem! I Pan przyjął jej łzy. Czy my płakaliśmy przed Panem z miłości do Niego, który jest dzisiaj bity w twarz w swoim Kościele? Jezus jest dzisiaj umęczony w swoim Kościele! Dlatego ze łzami mamy wołać: „Panie zmiłuj się nad nami”. Dlatego właśnie karmelitanki modlą się w ciszy i samotności za obrońców Kościoła, za kaznodziejów, teologów, księży, żeby trwali w autentycznej wierze. Teresa przez długą modlitwę pracowała żarliwie na rzecz Kościoła. Papież Benedykt XVI w cichej adoracji widzi reformę Kościoła… A Teresa tak pisała: „Oto świat płonie pożarem, oto chcieliby na nowo zasądzić na śmierć Chrystusa i tysiące fałszywych świadków przeciw Niemu stawiają, chcieliby obalić Kościół Jego – a my miałybyśmy czas tracić na pragnienie rzeczy, które gdyby ich Bóg użyczył, właśnie niejednej duszy zamknęłyby wstęp do nieba? Nie, siostry moje, nie czas teraz w naszych rozmowach z Bogiem zajmować się sprawami błahymi” (DD 1,5).

W Teresie ważny jest także zmysł człowieczeństwa. Zauważamy, że oddanie Bogu w różnych wymiarach życia nie jest wymuszone. Chodzi o miłość w najdrobniejszych rzeczach dnia codziennego. Bóg kocha naszą codzienność. I dlatego też widzimy, że radość wpisała się na stałe w życie karmelitańskie. Bo to jest owoc Ducha Świętego, kiedy przebywa się z Nim. Mamy być jak Maryja niosącymi Ducha, który mówi do Kościoła.

Niech wspomnienie Św. Teresy, doktora i reformatorki Kościoła zachęci nas do ściągnięcia z naszych uszu „siatek” samouwielbienia i pychy; słuchajmy Boga, słuchajmy Kościoła i słuchajmy świata. Adorujmy Chrystusa obecnego w swoim Kościele! Niech Św. Teresa prowadzi nas do studni Słowa Bożego na spotkanie z Wędrowcem, którym jest nasz Pan, Ukrzyżowany i Żyjący, Jezus Chrystus z Nazaretu.

Ks. mgr lic. Tomasz Rąpała – rekolekcjonista w Centrum Formacyjno – Rekolekcyjnym Diecezji Tarnowskiej „ARKA”, dotychczas pełnił posługę wikariusza, następnie ojca duchownego w WSD w Tarnowie. Współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie.

kłódka

Symptomy grupowego myślenia w Kościele – ks. Józef Partyka

Co czynić, by Chrystusowe orędzie dotarło do młodych niechrześcijan, którzy są przyszłością całych kontynentów? Jest oczywiste, że zwykłe środki duszpasterskie już nie wystarczają: potrzeba stowarzyszeń i instytucji, grup i specjalnych ośrodków, inicjatyw kulturalnych i społecznych dla młodzieży. Oto pole, na którym współczesne ruchy kościelne mają szeroką przestrzeń działania (Jan Paweł II, Redemptoris missio 37).

Trudno nie zauważyć, że „zwykła” posługa kapłańska polegająca na odprawieniu codziennej Mszy św., spowiadaniu, katechezie czy pracy w kancelarii parafialnej staje się dziś niewystarczająca. Statystycznie coraz mniej ludzi regularnie uczęszcza na niedzielną czy świąteczną Mszę św. Coraz więcej z nich szuka jednak kontaktu z Bogiem poprzez niewielkie grupy modlitewne. Wychodząc zatem naprzeciw coraz większym potrzebom, wielu z nas z zapałem angażuje się w grupy, ruchy i stowarzyszenia, których podstawą są regularne spotkania. Mogą się one różnić częstotliwością i formą. Zawsze jednak ich ostatecznym celem i sensem powinno być prowadzenie ludzi do spotkania z żywym Bogiem w słowie, w modlitwie, a szczególnie w sakramentach Kościoła.

Brak tak sprecyzowanego celu szybko może doprowadzić do sytuacji, w której spotkania w grupach stają się zwykłymi spotkaniami towarzyskimi, w czasie których ich liderzy i/lub uczestnicy realizują swoje indywidualne potrzeby zatracając pierwotny sens i cel grupowych spotkań. Brak stałej formacji, pogoń za nowymi, nadzwyczajnymi formami pobożności, poszukiwanie „duchowych sensacji” w połączeniu z silną potrzebą aktywizmu może skłaniać liderów tych wspólnot do organizowania coraz częściej, coraz bardziej „energetycznych koktajli duchowych” mających dostarczyć niepowtarzalnych doznań i wzruszeń ich uczestnikom. Nadrzędnym celem staje się wtedy frekwencja i chwilowe uniesienia nieprzekładające się jednak na bardziej dojrzałe zaangażowanie w życie sakramentalne.

Odpowiedzią części środowisk katolickich na tak pojmowane „atrakcje” religijne jest zamykanie się w hermetycznych grupach, które odrzucają wszystko, co jest nowe, nietradycyjne w obawie przed rozmyciem doktryny Kościoła. W obu przypadkach coraz większa polaryzacja grupowa prowadzi do tego, iż konserwatyzm tak zwanych „tradycjonalistów” budzi nie mniejsze kontrowersje niż dowolna i zmienna interpretacja kościelnych przepisów oparta na wykładni lidera czy doraźnych potrzebach grupy tak zwanych „charyzmatyków”.

Dynamika grup – perspektywa psychologiczna

Wydaje się, że grupy powinny podejmować decyzje bardziej trafne niż poszczególne jednostki, gdyż wachlarz pomysłów zrodzonych przez grupę osób jest większy. Jeśli jednak członków grupy łączą silne więzy, stają się oni zamknięci na nowe idee i zamiast dążenia do racjonalnych rozwiązań, koncentrują się na rozstrzygnięciach pozwalających szybko osiągnąć porozumienie, nie psując dobrej atmosfery w grupie. W psychologii społecznej tendencje te określa się mianem grupowego myślenia (ang. groupthink – „gromadomyślenie”) .

Zjawisko grupowego myślenia zostało szczegółowo opisane przez Irvinga Janisa* na podstawie obserwacji spektakularnych choć błędnych decyzji podejmowanych przez grupy wybitnych specjalistów. W swoich badaniach poszukiwał on krytycznych momentów w procesie decyzyjnym, które doprowadziły do tragicznych konsekwencji, mimo że członkowie badanych grup byli ludźmi kompetentnymi i mieli wysoką motywację, by podejmować trafne decyzje. Tendencje te Janis traktuje jako „chorobę grupy”. Charakterystyczną cechą zjawiska grupowego myślenia jest zaburzenie zdolności podejmowania racjonalnych decyzji przez członków grup, gdzie pragnienie jednomyślności przeważa nad troską o znalezienie adekwatnego rozwiązania. Kluczową rolę w pojawieniu się tej „choroby” odgrywa poczucie zagrożenia samooceny (lub uzależnienia samooceny od podjęcia prawidłowej decyzji) oraz duża spójność grupy. Janis wylicza osiem symptomów grupowego myślenia, które można ująć w trzy kategorie.

Przecenianie własnej wartości

Iluzja odporności ujawniająca się w przesadnym optymizmie prowadzącym członków grupy do ślepoty na sygnały zagrożenia. Przekonanie o skuteczności i/lub efektywności dotychczas organizowanych akcji (także duszpasterskich) i podejmowanych w związku z tym decyzji może wzbudzać przekonanie, że i tym razem grupa (lider, kapłan) nie może podjąć złych decyzji. Decyzje podejmowane są wtedy automatycznie i bezrefleksyjnie, a potencjalne sygnały zagrożenia są ignorowane.

Iluzja moralności oznacza przekonanie o wysokiej etyczności motywów decydentów i zasad rządzących postępowaniem grupy. Jej wyrazem może być na przykład stwierdzenie, że przecież ta decyzja (nabożeństwo, spotkanie) ma pomóc człowiekowi we wzbudzeniu jeszcze większej wiary w Boga, uwielbieniu Go lub uzdrowieniu człowieka. Mimo iż profity osobiste w postaci uznania, uzyskania wyższej pozycji w grupie (lider, „duchowy przywódca”), podniesienia poczucia własnej wartości i skuteczności są uznawane jako drugorzędne i/lub nieistotne, to jednak mogą stanowić dla wielu motywację priorytetową, choć nie do końca uświadamianą.

Zawężone horyzonty myślowe

Racjonalizacja wyrażająca się w tendencji do znajdowania argumentów usprawiedliwiających zasadność decyzji przy jednoczesnym lekceważeniu ostrzeżeń i negatywnych informacji. To dlatego osoby bezkrytycznie popierające wątpliwej reputacji ruchy, grupy, stowarzyszenia czy fundacje często mogą lekceważyć krytyczne uwagi o nich lub bagatelizować je.

Stereotypowe spostrzeganie oponenta sprowadza się do traktowania przeciwnika jako głupiego, słabego, nierozumiejącego sprawy. To właśnie dlatego:
– osoba wierna przepisom liturgicznym bywa traktowana przez tzw. „charyzmatyków” jako konserwatywny dziwak,
– Sobór Watykański II wprowadzający w Kościele zmiany (nie tylko) liturgiczne bywa spostrzegany przez lefebrystów jako najbardziej tragiczne wydarzenie dwudziestego wieku,
– osobie zwracającej uwagę na niejasne cele i źródła finansowania jakiejś wspólnoty (fundacji, stowarzyszenia) przypina się „łatkę” materialisty, który myśli tylko „o kasie”, a w sercu nie ma miłości.

Dążenie do uzyskania potwierdzeń własnej opinii

Wewnętrzna presja na podporządkowanie się członków grupy służy spowodowaniu zachowań konformistycznych. Lider grupy może często wyrażać krytyczne zdania na temat argumentów swoich oponentów wyraźnie oczekując, że członkowie grupy podporządkują się sposobowi myślenia wyrażonego przez lidera i niektórych innych członków grupy myślących podobnie jak on. Wewnętrzny dialog, który mógłby pozwolić na generowanie kontrargumentów staje się zatem niemożliwy zaś postawą oczekiwaną przez lidera jest uległość członków grupy.

Autocenzura oznacza tendencję do powstrzymywania się przez członków grupy od wypowiadania własnych poglądów, które odchylają się od opinii większości. Prawidłowość tę może zaobserwować zarówno na wewnętrznych spotkaniach grupy, jak i na zewnątrz (np. wpisy członków grupy w mediach społecznościowych). Ktoś, kto zostanie skarcony w grupie za „niewłaściwe” poglądy prawdopodobnie już się więcej nie wychyli. Ani on, ani inni. Nikt przecież nie chce zepsuć „przyjaznej atmosfery” w grupie! Ironią jest to, że autocenzura nasila się wraz z pozytywną atmosferą grupy. Prawidłowość ta warta jest podkreślenia, dlatego że wielu ludzi uważa, iż w takiej właśnie „przyjaznej” grupie łatwiej jest członkowi powiedzieć: „Ej, czy my czasem się nie oszukujemy?!”. Nic bardziej mylnego. W grupach o przyjaznej atmosferze nikt nie śmie dokonać takiego wyzwania.

Ochroniarze umysłu tak, jak goryle strzegą przywódcę przed zagrożeniem fizycznym, ochroniarze umysłu bronią do niego dostępu tym, którzy chcą wnieść do grupy „szkodliwe” opinie (odbiegające od „obowiązujących”). Osoby takie są eliminowane z grupy lub niedopuszczane do głosu. Staje się to źródłem konfliktów i podziałów, które de facto jeszcze bardziej „cementują” nieprawidłowe relacje grupowe w obawie przed dalszymi konfliktami i podziałami.

Iluzja jednomyślności oznacza błędne przekonanie, że niewypowiadanie przez innych członków grupy żadnych wątpliwości w jakiejś sprawie czy decyzji oznacza rzeczywi­stą jednomyślność. Uprawnia to lidera do myślenia (i/lub wypowiadania) sformułowań w stylu: „Skoro wszyscy jesteśmy zgodni…”. Podejmowane decyzje są wtedy wyrazem pozornej jednomyślności.

Warunki sprzyjające grupowemu myśleniu

Jak wcześniej wspomniano, wystąpienie grupowego myślenia zdeterminowane jest cechami grupy, takimi jak silne poczucie więzi (spójność) czy duża liczba uczestników (decydentów), szczególnie gdy posiadają poczucie braku efek­tywności, co sprzyja zdominowaniu przez lidera.

Myślenie grupowe zależy również od sytuacji, w jakiej działa grupa. Sytuacja zagrażająca, niepewna, związana z presją czasową, szybciej doprowadzi do tego efektu. Podobnie dzieje się, jeśli decydenci (liderzy) działają w izo­lacji od innych grup np. z obawy przed ujawnieniem tajemnic. Mogą więc unikać dyskusji w kwestiach podejmowanych decyzji, pomysłów czy spraw związanych z funkcjonowaniem grupy z niezależnymi ekspertami (osobami spoza grupy). Na tej zasadzie niektóre grupy religijne, ich liderzy i członkowie mogą funkcjonować w iluzji kroczenia po właściwej drodze. Ich „jakość” może być uwiarygodniana (często sporadyczną i okazjonalną) obecnością osób duchownych czy nawet wysokiej rangi dostojników kościelnych na wybranych spotkaniach, nie zaś stałą opieką duszpasterską.

Kluczową rolę w „wyzwoleniu” choroby grupowego myślenia odgrywa także autokratyczny lider (liderzy), szczególnie, gdy ma w określonej decyzji „swój interes”. „Interes” ten może być różnie definiowany. Począwszy od wymiernych zysków finansowych, aż po zysk w postaci władzy wynikającej z budowania pozycji lidera w grupie czy zaspokajaniu najrozmaitszych potrzeb wybujałego ego.

Jak uniknąć grupowego myślenia?

Istotną rolę w tym procesie odgrywa przywódca grupy, który powinien wziąć na siebie odpowiedzialność za przeanalizowanie różnych punktów widzenia poprzez takie działania jak: zapobieganie izolacji grupy poprzez np. zapraszanie osób niezależnych, ekspertów spoza grupy), aranżowanie burzy mózgów, stworzenie możliwości wymiany poglądów w swobodnej rozmowie bez uczestnictwa lidera, powołanie „adwokata diabła”, który kontrowałby każdą opinię (fałszywe opinie zostaną w ten sposób wyeliminowane), odroczenie ostatecznej decyzji i dbanie, by nie opierała się ona na przesłankach emocjonalnych np. nienawiści i chęci natychmiastowego odwetu na wrogu. Warto również nadmienić, że każda grupa, nawet na najniższym szczeblu, może się stać ofiarą tego zjawiska.

Kościół miejscem zbawienia

Wielu tworzy sobie dziś „boga” na własny użytek, na miarę swoich wyobrażeń, według własnego pomysłu. Jak grzyby po deszczu mnożą się liderzy różnych wspólnot, w których autorytet Kościoła bywa zastępowany prywatnym, partykularnym autorytetem liderów. Prawdziwy Bóg jest jednak obecny w Kościele katolickim, którego jedną z podstawowych funkcji jest strzeżenie depozytu, czyli całej pełni wiary. To zadanie zlecone przez Chrystusa apostołom i ich kolejnym ziemskim następcom. Nie jest to zadanie nawet najbardziej charyzmatycznych liderów jakichkolwiek wspólnot. Stąd hierarchiczna struktura Kościoła, która jest niezbędna, by nauczanie Kościoła nie zostało rozmyte.

Extra Ecclesiam nulla salus, tj. poza Kościołem nie ma zbawienia (św. Cyprian). To Kościół jest miejscem zbawienia. Nie stowarzyszenia, nie fundacje, nie grupy i ruchy. Wszystkie grupy i ruchy mają sens o tyle, o ile prowadzą ludzi do Chrystusa obecnego w Kościele katolickim! Jeśli zaś zatrzymują ludzi u siebie i dla siebie, to mogą stać się miejscem fałszywego kultu sprawowanego przez fałszywych proroków. Bóg pragnie nas zbawić, a nie zabawić i po to założył Kościół. Jeden, święty, powszechny i apostolski. Prawdą jest, że rozwijanie całego bogactwa form ruchów, wspólnot jest najlepszą odpowiedzią na zagubienie duchowe wielu współczesnych ludzi. Niemniej, należy mieć na uwadze, że ich celem powinno być nie tyle tworzenie środowisk, w których można miło spędzić czas z innymi czy realizować swoje potrzeby, co przede wszystkim urzeczywistnianie ideałów świętości i apostolstwa polegającego na włączaniu jednostki do wspólnoty Kościoła przez wspólną modlitwę oraz podejmowane grupowo zadania. Jako że opisane powyżej zdarzenia i procesy mogą mieć miejsce w zasadzie w każdej grupie, istotne więc wydaje się poznanie podstawowych zasad dynamiki grup oraz procesów grupowych. Pozwoli to uniknąć kościelnym liderom wielu błędów w prowadzeniu grupy. Będzie też mieć pozytywny wpływ na większą efektywność i skuteczność w działaniach ewangelizacyjnych.

* Bibliografia dostępna w redakcji.

Ks. Józef Partyka – doktor psychologii, Prezes Fundacji Auxilium.

kapłan i eucharystia

Radykalizm Ewangelii stępiony racją duszpasterską. XXVIII Niedziela Zwykła

XXVIII Niedziela Zwykła – B

Jak pięknie łączy się liturgia słowa Najświętszej Ofiary z liturgią godzin (a nawet nie tyle „łączy”, co po prostu ukazuje się naszym oczom jako jedność)!

W sobotniej godzinie czytań św. Grzegorz Wielki pouczał nas: „Zajęliśmy się sprawami zewnętrznymi, tak iż co innego przyjęliśmy wraz z godnością kapłańską, a co innego w rzeczywistości wykonujemy”. Wciąż za dużo w nas troski o sprawy materialne, a za mało pragnienia zbawienia duszy człowieka. Wciąż zbyt rzadko wybieramy cząstkę, której nie zostaniemy pozbawieni (por. Łk 10, 42).

„Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek…” (Mk 10, 17). Tylko św. Marek podkreśla ogromny dynamizm tej ewangelicznej sceny. Jezus wybiera się w drogę, nie można zwlekać! Pewien człowiek przybiega do Jezusa – gnany pragnieniem swego serca…

Kapłańskie serce, pośród różnych prac i obowiązków, powinno nieustannie wyrywać się i biec do Chrystusa Eucharystycznego. Pamiętasz jeszcze o praktyce nawiedzenia Najświętszego Sakramentu? Czy Twoi parafianie widzieli Cię na kolanach przed Panem? Nie podczas nabożeństwa różańcowego, ale tak zwyczajnie – w ciągu dnia?

Aby nasze serce wyrywało się do Chrystusa, musi być ciągle młode, ciągle pełne młodzieńczego zapału. Musi być wolne od przywiązania się do spraw tego świata. Musi pragnąć wcielać w życie radykalizm Ewangelii… Radykalizm, który bardzo łatwo stępić racją duszpasterską.

Przypomnij sobie pierwsze lata kapłaństwa. I proś Pana, aby rozpalił w Tobie charyzmat, który otrzymałeś przez nałożenie rąk (por. 2 Tm 1, 6).

ks. Krzysztof Iwanicki – wikariusz parafii pw. Krzyża Świętego i MBNP w Tarnowie.

 

 

biblia

Adoracja – medytacja. 10 października 2021 r.

XXVIII Niedziela Zwykła – B

Proszę Ducha Świętego o światło dla umysłu i o napełnienie serca miłością…

Czytam tekst  (Mk 10, 17-30):
17 Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» 18 Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. 19 Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę». 20 On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». 21 Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» 22 Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. 23 Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego». 24 Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego . 25 Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego». 26 A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może się zbawić?» 27 Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe». 28 Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą». 29 Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól 30 z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. 

Rozważam:
– Słucham rozmowy pewnego człowieka z Jezusem;
– wydawałoby się, że życie wieczne było dla niego najważniejsze;
– a jednak dla uzyskania go nie był w stanie oddać swego ziemskiego bogactwa;
– czy nie jest tak, że w mojej „pobożności” to, co posiadam i pragnę posiadać odgrywa dominującą rolę?
– czy nie przeważa w mojej modlitwie: „Daj, Panie”, zamiast: „Boże, bądź uwielbiony?”;
– „Jezu, moje największe dobro, bądź uwielbiony!”

Słucham w ciszy, co Jezus chce mi powiedzieć…
(tej części medytacji poświęcam najwięcej czasu)
– rozmawiam z Jezusem o moim życiu…

Dziękuję Jezusowi za Jego obecność, za Jego miłość i za łaski, którymi mnie obdarza.

Wychodzę z tego spotkania z sercem wypełnionym wdzięcznością. Niech ta wdzięczność nadaje ton mojemu życiu.

Ks. dr Roman Stafin – pomocniczy ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

adoracja

Wierność. XXVII Niedziela Zwykła

XXVII Niedziela Zwykła – B
Mk 10, 1-12

 „Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10,9).

Ta wypowiedź Jezusa dotyczy związku małżeńskiego; chodzi o wierność Bożemu prawu istniejącemu „od początku stworzenia”. Te słowa Jezusa można odnieść także do kapłaństwa. Przecież w chwili udzielania sakramentu święceń, Bóg przez Ducha Świętego „łączy” kapłana ze swoim Synem Jezusem Chrystusem. To „złączenie” jest tak wielkie i tak ważne, że człowiek, kapłan, nie powinien go zrywać; nie powinien „rozdzielać” siebie z Jezusem Chrystusem, Najwyższym Kapłanem, który włączył go w swoje kapłaństwo.

Bolesnym doświadczeniem dla nas jest zawsze wiadomość, że znany nam młody kapłan dokonał owego „roz(od)dzielenia” od Jezusa Chrystusa; odszedł z kapłaństwa. Nie był w stanie dochować wierności swojemu Mistrzowi. Jak to się dzieje, że owa wyjątkowa, sakramentalna łączność zostaje zerwana? Może dokonuje się to tak:

– Jedna, druga, może i trzecia parafia… młody ksiądz nie może „dogadać się” z proboszczami i myśli… „skoro jest tak, to czy ja nie pomyliłem się z powołaniem?”

– jedna szkoła, druga szkoła… częste problemy z uczniami, a może i z dyrekcją… budzi się niepokój – „ja chyba nie nadaję się na katechetę”.

– po całym intensywnym dniu wraca kapłan do mieszkania… chciałby z kimś porozmawiać… chciałby się nawet wyżalić… zastanawia się – „skoro nie umiem być samotnym, to czy kapłaństwo jest rzeczywiście dla mnie?”

No i młody kapłan decyduje się na ucieczkę ze świata, który staje mu się coraz bardziej obcy.

Wyżej wymienione trudności w życiu kapłańskim nie są czymś szczególnym; bardzo wielu kapłanów z nimi się zmaga i daje sobie radę. Niektórzy jednak odchodzą. Dlaczego nie dochowali wierności sakramentalnemu „złączeniu” z Jezusem Chrystusem? Czego im zabrakło?

Zasadnicza przyczyna owego „roz(od)dzielenia” się od Jezusa Chrystusa jest brak modlitwy, brak osobistego sam na sam ze swoim Mistrzem. Kapłan, który codziennie wieczorem trwa na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem i oddaje miniony dzień, swoje myśli, pragnienia, tęsknoty, troski i upadki Bożemu Miłosierdziu, otrzymuje nieprawdopodobną siłę, aby dochować wierności powołaniu. Na pewno tak jest! Całe pokolenia kapłanów tak się modliły, tak żyły i dlatego były szczęśliwe.

„Gdy jako biskup, czy wcześniej po prostu jako współbrat, szukałem powodów, dla których początkowe powołanie, z jego zachwytem i nadziejami, stopniowo się rozpadło, zawsze okazywało się, że w pewnym momencie zabrakło cichej modlitwy – być może z czystej gorliwości o wszystko, co było do zrobienia. Ale teraz gorliwość się wyczerpała, ponieważ straciła swój wewnętrzny napęd (…). ‘Aby byli z Nim’ – owego ‘z Nim’ potrzeba nie tylko na pewien początkowy okres, aby móc potem z tego czerpać. To musi stanowić serce kapłańskiej posługi. Ale to trzeba wyćwiczyć, nauczyć się tego, by potem dojść do pewnej łatwości i oczywistości, które pozwolą temu przetrwać, także w trudnych chwilach” (J. Ratzinger, Opera omnia. Głosiciele słowa i słudzy waszej radości, s. 479n).

Ucieczka przed  kapłańskim trudem skazuje kapłana na życiową tragedię. Nie uda się mu już odzyskać chrześcijańskiej radości. O tym świadczą wypowiedzi byłych kapłanów. Szukanie szczęścia poza kapłaństwem – przy chwilowej nadziei na „lepsze” życie – jest samooszukiwaniem siebie. Jeden z moich kolegów, który odszedł z kapłaństwa, powiedział do mnie tak: „Wiesz, mam dobrą żonę, cudowne dzieci, ale gdy jestem razem z nimi na Mszy świętej, to ciągle czuję, że moje miejsce jest z drugiej strony ołtarza”.

„Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.

Wierność jest drogą do szczęścia – małżeńskiego i kapłańskiego!

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.