KRZYŻ

Stat crux dum volvitur orbis! – ks. Piotr Cebula

W tej znanej dewizie kartuzów znajdują dwa ważne elementy, które od czasów męki Chrystusa na krzyżu już na zawsze są splecione razem. Stałość tajemnicy Krzyża i zmienność czasu, zmiana epok, idei, myśli i poglądów. Czasami prawda ta jest zobrazowana pięknymi zdjęciami nocnego nieba, pojawiającymi się niejednokrotnie w mediach społecznościowych. Przydrożny krzyż lub krzyż na wieży kościoła na pierwszym planie zaś na drugim niesamowite okręgi, które są śladami gwiazd, które w wyniku obrotu ziemi i długiego czasu naświetlania matrycy aparatu dają taki efekt. Dzisiaj jednak nie chcemy się skupiać na tym, co przemija, ale na tym co jest stałe, niezmienne, na tajemnicy Krzyża.

Święto Podwyższenia Krzyża Świętego nawiązuje do okresu ok. 326-328 r., który nastąpił bezpośrednio po zakończeniu krwawych prześladowań chrześcijan, kiedy po długich poszukiwaniach Krzyża na którym umarł Chrystus, odnaleziono go i dokładnie 14 września pokazano wiernym. W pewnym sensie była to pierwsza adoracja krzyża. Na wyprawę w poszukiwaniu relikwii Krzyża wyruszyła matka cesarza Konstantyna i ona właśnie go odnalazła w cysternie w pobliżu Golgoty.

Nawiązując do tej fizycznej i duchowej drogi św. Heleny, w świetle Bożego słowa i w perspektywie życia pewnego świętego, chciejmy po raz kolejny zapytać, w to Święto Podwyższenia Krzyża: czym dla mnie jest tajemnica Krzyża, jak do mnie przemawia? Św. Helena uczy nas odczytania tej tajemnicy. Uczy nas przez przykład swojej determinacji w poszukiwaniu relikwii na której umarł nasz Zbawiciel. Jak podaje tradycja, św. Helena miała powiedzieć, kiedy podejmowała decyzję o wyruszeniu do Jerozolimy: „Ja na tronie, a Krzyż w prochu?”. Jest więc dla nas przykładem, że krzyża trzeba szukać, prawdziwie chcieć go odnaleźć oraz po odnalezieniu – wywyższyć.

  1. Poszukiwać Krzyża

Dlaczego św. Helena poszukiwała Krzyża? Dlaczego było to dla niej ważne? Po ludzku miała wszystko, była matką cesarza. Decyduje się jednak na wyprawę, która miała dla niej sens – odnaleźć świętą relikwię. Potrzebowała zobaczyć, dotknąć tego, co już wiarą przyjęła. Bez tajemnicy Krzyża nasze życie jest niepełne, płaskie. Bez tajemnicy cierpienia, która doprowadzona jest to tajemnicy zwycięstwa, naszej wierze brakuje dopełnienia.

Tak wielu ludzi chciałoby wiary bez Krzyża. Pamiętam, jak kiedy błogosławiąc pewien związek małżeński podarowałem młodej parze duży krzyż św. Benedykta. Jak się potem dowiedziałem, wywołało to wielkie oburzenie w rodzinie nowożeńców. Nie mówiąc tego otwarcie, szemrali ukradkiem wyrażając swoją dezaprobatę, że dałem w prezencie właśnie krzyż, sugerując, że to „ściągnie” krzyż na ich małżeńskie życie. To szemranie i niezrozumienie tajemnicy Krzyża to właśnie takie płytkie spojrzenie, perspektywa „po ziemi”. Nieprzypadkowo szemranie, pokątne narzekanie, jest tak bardzo piętnowane w Starym Testamencie. Z jednej strony cicho wypowiadane słowa, przypominają szelest poruszającego się węża. Z drugiej zaś strony ten dźwięk szemrania tak podobny do dźwięku  węża, który sunie po ziemi, ukazuje tę perspektywę ziemi, płaszczyznę tego co „przyziemne”, „niskie”, bez szerszego spojrzenia w górę. W pierwszym czytaniu ze Święta Podwyższenia Krzyża Świętego znajdujemy te słowa Izraelitów, którzy uświadamiając sobie swój grzech, proszą Mojżesza, aby się wstawił za nimi do Boga: «Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże» (Lb 21, 4b-9). Żyjąc w tej perspektywie „szemrania”, sami zamykamy się na szerszą perspektywę, żyjemy jakby w świecie dwuwymiarowym.  Można to porównać to świata opisanego przez Abbota w Flatland: A Romance of Many Dimensions. Została ona wydana w 1884 roku. Przedstawia krainę dwuwymiarowych istot. To świat kresek, okręgów, dwuwymiarowych figur geometrycznych. Dla takich istot świat szerszy jest po prostu niezrozumiały i dziwaczny. Hipotetyczna wizyta w takim świecie istoty trójwymiarowej nie zostanie zauważona. Kula będzie widoczna tylko w postaci wielości okręgów, elips i wszelkich innych przecięć kuli. Sześcian będzie tylko układem dwuwymiarowych przecięć. Tylko życie w świecie trójwymiarowym pozwala dostrzec trójwymiarowe kształty[1].

Zanurzenie w tajemnicy Krzyża poszerza perspektywę. Jest to podniesienie oczu, aby kiedyś jak Izraelici wpatrując się w górę, na węża umieszczonego na palu odzyskiwali zdrowie, tak teraz my wpatrując się w Krzyż Chrystusa pragniemy osiągnąć życie wieczne do którego nas zaprasza. W dzisiejszej Ewangelii padły te dobitne słowa: „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne”.

  1. Odnaleźć Krzyż

Odnaleźć Krzyż, jak uczyniła to św. Helena, to nie tylko dotknąć drewna, ale dotknąć tajemnicy Krzyża. Z tego „dotknięcia”, przyjętego z głęboką wiarą rodzi się siła do pokonywania trudów, cierpień, bo one mają sens, prowadzą do zwycięstwa. Jeden ze współczesnych angielskich świętych czerpał tę duchową inspirację do działania czyniąc codzienny znak krzyża na swoim ciele. W jednym ze swoich wierszy pisał:

„Ilekroć przez to grzeszne moje ciało
Kreślę Znak Krzyża, zaraz
Ze snu się we mnie budzą dobre myśli,
Ożywa moc i wiara;
Wzniosła się, szczera odwaga wyłania
Cierpienia i działania”[2].

Dopełnieniem odnalezienia, powinno być wywyższenie, ukazanie chwały tajemnicy Krzyża. Etap końcowy więc wydaje się, że powinien być najłatwiejszy. Najczęściej jednak jest najtrudniejszy, bo wymaga on nas konkretnych czynów, decyzji popartych działaniem.

  1. Wywyższyć Krzyż

„Wywyższyć Krzyż” w moim życiu to na wzór Chrystusa zanurzyć się w jego poniżeniu, to przyjąć Krzyż, który w perspektywie wiary prowadzi do zwycięstwa. W drugim czytaniu w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego słyszymy głębokie słowa o kenzozie, czyli uniżeniu Chrystusa: „Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi. A w zewnętrznej postaci uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca” (Flp 2, 6-11).

 „Wywyższyć Krzyż” to pozwolić, aby naszą tajemnicę krzyża cierpień i zmagań zanurzyć w tajemnicy Krzyża Chrystusa. Tak całe swoje życie przeżywało wielu świętych. W tej świątyni, przywołam jednego z ojców filipinów, którego wiersz cytowałem wcześniej – Johna Henry’ego Newmana. Ten wielki intelektualista, teolog, filozof, po swojej konwersji z anglikanizmu na katolicyzm wybrał życie w Kongregacji św. Filipa Neri, ponieważ małe wspólnoty ojców filipinów przypominały mu college’e Oksfordu w których studiował i nauczał. Jego życie które było pełne trudów i zmagania z fałszywymi osądami, było tak zakorzenione w Bogu, tajemnicy Krzyża, że Bóg przez te zmagania wyprowadzał ogrom dobra dla Kościoła w Anglii i całego Kościoła powszechnego. Niech za przykład posłużą dwa z nich.

Wydarzenia rozegrały się w 1864 r. już po przejściu Johna Henry’ego na katolicyzm. Znany – nie tylko ze swego dorobku intelektualnego, lecz również z agresywnej postawy wobec katolików – angielski powieściopisarz Charles Kingsley w recenzji książki swego szwagra Jamesa Froude’a History of England z trudno uzasadnialnej przyczyny, wtrącił odniesienie do Newmana pisząc: „Prawdomówność dla niej samej nigdy nie była cnotą kleru rzymskiego. Ojciec Newman informuje nas, że to jest zbyteczne i ogólnie rzecz biorąc nie musi nią być”[3]. Atak Kingsley’a przypadł w momencie, kiedy Newman przeżywał trudny czas. Po przejściu do Kościoła katolickiego stracił dawnych przyjaciół, którzy uważali go za zdrajcę, a obecni towarzysze katoliccy podejrzewali go o nieszczerość, uważali go za półkatolika, co do którego nigdy nie można być pewnym czy jego konwersja jest prawdziwa. W starym środowisku był przekreślony, a nowe nie do końca go akceptowało, nie do końca mu ufało. I w takiej atmosferze otrzymuje ten celnie wymierzony cios w to, co było dla niego bardzo istotne. On, który przez całe swe życie szukał prawdy i był jej wierny, zostaje oskarżony, iż jest kłamcą i że prawda jako taka nie ma dla niego i dla całego Kościoła katolickiego najmniejszego znaczenia. Opuszczony przez wszystkich, zaatakowany, gdzie szuka pocieszenia? I czy umie go przyjmować? Niepewny przyszłości na szczerej modlitwie powierza się Bogu i to od Niego przyjmuje pocieszenie i umocnienie. Nie ulega zwątpieniu, chociaż wszystko go do tego skłaniało. Szczerze zawierza tę sytuację Bogu, który był dla niego tak bardzo bliski. I postanawia bronić nie tylko siebie, lecz także całego Kościoła katolickiego w Anglii. Prosi autora tego oskarżenia, aby wykazał gdzie miałby niby głosić takie poglądy o nieważności prawdy? Wywiązuje się publiczna wymiana listów, którą obserwuje całe społeczeństwo, w której jasno widać, iż Kingsley nie jest w stanie podać takich wypowiedzi, jednakże nie chce przyznać się do błędu i wycofać zarzutów. Newman postanawia więc napisać swoją autobiografię, aby ukazać całe swe dotychczasowe życie, mając nadzieję, że jego przeciwnicy popatrzą na niego bardziej życzliwym okiem. Powierza całą sprawę Bogu i rozpoczyna pisanie. Pisze ją w odcinkach i na bieżąco oddaje je do druku. Pisze poprzez łzy, niosąc ciężar niezrozumienia przez tak wielu, a jednocześnie czując siłę Bożego wsparcia i pocieszenia. Czytelnicy dopiero teraz odkrywają całego Newmana, rozumieją powody opuszczenia Kościoła anglikańskiego, z wyrozumiałością patrzą na jego decyzje. Dawni przyjaciele odnawiają zerwaną przyjaźń. Jedna książka Apologia pro Vita sua a wszystko zmieniała. Mówiąc jednak głębiej: całe to wydarzenie było historią pewnego zaufania, historią przyjętego od Boga wsparcia, wsparcia, które Bóg chciał dać Newmanowi w tej trudnej dla niego chwili, a on umiał to wsparcie przyjąć. Dzięki cierpieniu spowodowanym przez fałszywe oskarżenia Newman pisze dzieło, które dla wielu konwertytów było inspiracją, aby pójść w podobną drogą.

Druga historia wydarzyła się kiedy w 1870 r. Sobór Watykański I ogłosił nieomylność papieża odnośnie wiary i moralności, w Anglii bardzo szybko pojawiły się oskarżenia, iż żaden katolik nie może być lojalnym obywatelem, skoro jest zobowiązany przyjmować nieomylne decyzje papiestwa. Doszło nawet do oficjalnych wypowiedzi członków rządu na ten temat. W 1874 r. William Gladstone ówczesny angielski premier, napisał pamflet „Dekrety watykańskie i ich wpływ na wierność obywatelską”, oskarżając w nim katolików na Wyspach, iż właśnie od tej pory nie można było ich traktować jako lojalnych obywateli i poddanych królowej. Katolicy byli tym oskarżeniem przytłoczeni, często nie znajdowali żadnych argumentów aby odeprzeć ataki tych, którzy powtarzali argumenty Gladstone’a. Potrzebowali wsparcia, w tym wypadku intelektualnego, aby ktoś w sposób rzeczowy mógł publicznie odpowiedzieć premierowi na jego fałszywe oskarżenia. W tej sytuacji Newman nie czeka, jeszcze tego samego roku pisze list otwarty do księcia Norfolk, gorliwego katolika, ukazując w nim związek pomiędzy głosem sumienia a wiernością autorytetowi papieża. Ten list był więc oficjalną odpowiedzią daną Gladstone’owi. Przypomina w nim, że wskazania sumienia są dla nas obowiązujące i nim – sumieniem musimy się kierować, dbając jednocześnie o jego właściwe ukształtowanie. Prawda jest jedna, Duch Święty jest Duchem prawdy, który kształtuje nieomylność papieża co do wiary i moralności i który pomaga kształtować sumienie prawdziwe. Pomiędzy tymi dwoma sprawami nie powinno być rozbieżności. Treść listu do tego stopnia uczynił zadość oczekiwaniom opinii publicznej, że po tym fakcie Gladstone w głęboko angielskim stylu napisał do Newmana, już prywatny list, o następującej treści: „Z dzisiejszych porannych gazet mógł pan wywnioskować, że wczorajszy dzień był dla mnie bardzo pracowity, musiałem bowiem zwinąć swoje rzeczy i wynieść się”, jednakże podziękował Newmanowi, jak pisze za „miły i subtelny sposób w jaki pan się do mnie odniósł, i za okazanie mi wyraźniej niechęci do wysuwania mi zarzutów, na które, jak pan uważał – co jest zresztą zrozumiałe – zasłużyłem”[4]. Owocem tej polemiki jest krótkie, lecz niezwykle inspirujące do dzisiaj dziełko o sumieniu, wspomniany List do Księcia Norfolk o sumieniu. Po raz kolejny cierpienie przeżywane z Bogiem, stało się wielką tajemnicą Bożego działania.

Chciejmy podążać tą drogą, którą proponuje nam dzisiaj Kościół: chciejmy poszukiwać tajemnicy Krzyża, odnajdujmy ją, oraz nie bójmy się wywyższać tej tajemnicy w naszej codzienności.

Ks. dr Piotr Cebula – Dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Małżeństw i Rodzin Kurii Diecezjalnej w Tarnowie.

 

Przypisy:

[1] Zob. B. Smith, Modernism’s history: a study in twentieth-century art and ideas, New South Wales 1998, s. 79.
[2] J.H. Newman, Znak Krzyża [w:] Idem, Rozmyślania i modlitwy, Warszawa 1995, s. 405.
[3] C.S. Dessain, John Henry Newman. Pionier odnowy Kościoła, tł. Mieczysław Stebart, Poznań 1989, s. 165.
[4] Ch. Hollis, Newman a świat współczesny, tł. T. Mieszkowski, Pax, Warszawa 1970, s. 187n.

Udostępnij

Comments are closed.