adoracja

Wierność. XXVII Niedziela Zwykła

XXVII Niedziela Zwykła – B
Mk 10, 1-12

 „Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10,9).

Ta wypowiedź Jezusa dotyczy związku małżeńskiego; chodzi o wierność Bożemu prawu istniejącemu „od początku stworzenia”. Te słowa Jezusa można odnieść także do kapłaństwa. Przecież w chwili udzielania sakramentu święceń, Bóg przez Ducha Świętego „łączy” kapłana ze swoim Synem Jezusem Chrystusem. To „złączenie” jest tak wielkie i tak ważne, że człowiek, kapłan, nie powinien go zrywać; nie powinien „rozdzielać” siebie z Jezusem Chrystusem, Najwyższym Kapłanem, który włączył go w swoje kapłaństwo.

Bolesnym doświadczeniem dla nas jest zawsze wiadomość, że znany nam młody kapłan dokonał owego „roz(od)dzielenia” od Jezusa Chrystusa; odszedł z kapłaństwa. Nie był w stanie dochować wierności swojemu Mistrzowi. Jak to się dzieje, że owa wyjątkowa, sakramentalna łączność zostaje zerwana? Może dokonuje się to tak:

– Jedna, druga, może i trzecia parafia… młody ksiądz nie może „dogadać się” z proboszczami i myśli… „skoro jest tak, to czy ja nie pomyliłem się z powołaniem?”

– jedna szkoła, druga szkoła… częste problemy z uczniami, a może i z dyrekcją… budzi się niepokój – „ja chyba nie nadaję się na katechetę”.

– po całym intensywnym dniu wraca kapłan do mieszkania… chciałby z kimś porozmawiać… chciałby się nawet wyżalić… zastanawia się – „skoro nie umiem być samotnym, to czy kapłaństwo jest rzeczywiście dla mnie?”

No i młody kapłan decyduje się na ucieczkę ze świata, który staje mu się coraz bardziej obcy.

Wyżej wymienione trudności w życiu kapłańskim nie są czymś szczególnym; bardzo wielu kapłanów z nimi się zmaga i daje sobie radę. Niektórzy jednak odchodzą. Dlaczego nie dochowali wierności sakramentalnemu „złączeniu” z Jezusem Chrystusem? Czego im zabrakło?

Zasadnicza przyczyna owego „roz(od)dzielenia” się od Jezusa Chrystusa jest brak modlitwy, brak osobistego sam na sam ze swoim Mistrzem. Kapłan, który codziennie wieczorem trwa na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem i oddaje miniony dzień, swoje myśli, pragnienia, tęsknoty, troski i upadki Bożemu Miłosierdziu, otrzymuje nieprawdopodobną siłę, aby dochować wierności powołaniu. Na pewno tak jest! Całe pokolenia kapłanów tak się modliły, tak żyły i dlatego były szczęśliwe.

„Gdy jako biskup, czy wcześniej po prostu jako współbrat, szukałem powodów, dla których początkowe powołanie, z jego zachwytem i nadziejami, stopniowo się rozpadło, zawsze okazywało się, że w pewnym momencie zabrakło cichej modlitwy – być może z czystej gorliwości o wszystko, co było do zrobienia. Ale teraz gorliwość się wyczerpała, ponieważ straciła swój wewnętrzny napęd (…). ‘Aby byli z Nim’ – owego ‘z Nim’ potrzeba nie tylko na pewien początkowy okres, aby móc potem z tego czerpać. To musi stanowić serce kapłańskiej posługi. Ale to trzeba wyćwiczyć, nauczyć się tego, by potem dojść do pewnej łatwości i oczywistości, które pozwolą temu przetrwać, także w trudnych chwilach” (J. Ratzinger, Opera omnia. Głosiciele słowa i słudzy waszej radości, s. 479n).

Ucieczka przed  kapłańskim trudem skazuje kapłana na życiową tragedię. Nie uda się mu już odzyskać chrześcijańskiej radości. O tym świadczą wypowiedzi byłych kapłanów. Szukanie szczęścia poza kapłaństwem – przy chwilowej nadziei na „lepsze” życie – jest samooszukiwaniem siebie. Jeden z moich kolegów, który odszedł z kapłaństwa, powiedział do mnie tak: „Wiesz, mam dobrą żonę, cudowne dzieci, ale gdy jestem razem z nimi na Mszy świętej, to ciągle czuję, że moje miejsce jest z drugiej strony ołtarza”.

„Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.

Wierność jest drogą do szczęścia – małżeńskiego i kapłańskiego!

Ks. dr Roman Stafin – ojciec duchowny kapłanów diecezji tarnowskiej.

 

Udostępnij

Comments are closed.